Hans Andersen to już były żużlowiec, który podczas swojej kariery osiągnął wiele, ale może towarzyszyć mu uczucie niespełnienia. Był gwiazdą, miał papiery na mistrza świata. Mistrzem został, nawet dwukrotnym, lecz "tylko" w drużynie po wygranych Drużynowych Pucharach Świata. Indywidualnie zawsze mu czegoś brakowało, nawet gdy ścigał się jeszcze w kategorii juniorów.Duńczyk w IMŚJ zajął czwarte miejsce (1999 rok), a w cyklu Grand Prix był dwukrotnie piąty (2007 i 2008) oraz raz szósty (2006). Brak wielkiego indywidualnego sukcesu na arenie międzynarodowej w jakimś stopniu osłodził sobie na krajowym podwórku, zostając mistrzem Danii zarówno wśród juniorów, jak i seniorów. Przy kominku będzie miał co wspominać z uśmiechem na twarzy ze swojej długiej i ciekawej kariery. Żużel. Hans Andersen był gwiazdą polskiej ligi Andersen w polskiej lidze jeździł przez ponad dwadzieścia lat, ale w szczytowym momencie kariery reprezentował barwy klubu z Wrocławia. W 2006 roku na torach najwyższej klasy rozgrywkowej wykręcił rewelacyjną średnią biegową 2,412. Ze Spartą zdobył wtedy tytuł Drużynowego Mistrza Polski (dwa lata później ten sukces powtórzył, będąc zawodnikiem klubu z Torunia). Sezon 2006 był sezonem konia Andersena. Zaskakiwał też w turniejach Grand Prix. Nie był stałym uczestnikiem, opuścił cztery pierwsze rundy, a w klasyfikacji generalnej uplasował się na szóstej pozycji. Nigdy wcześniej, ani później nie był tak dobrze dysponowany. Gdyby wystąpił we wszystkich turniejach, to pewnie miałby ten medal, którego w kolekcji tak bardzo mu brakuje.Trudno policzyć wszystkie polskie kluby Duńczyka. Jeździł dwukrotnie w Gorzowie i Toruniu, raz w Gnieźnie, Opolu, Lublinie, Wrocławiu, Gdańsku, Grudziądzu, Bydgoszczy, Łodzi i na sam koniec zawitał do Rawicza. Łącznie uzbierało się ośrodków z jedenastu miast. Gwałtowany spadek formy Andersena można było zauważyć w sezonie 2011, kiedy dołączył do Stali Gorzów. Prezydent obiecuje miliony i modernizację. "Nie jest to koniunkturalizm i obłuda" Co się stało z Hansem Andersenem? Andersen kompletnie nie mógł się odnaleźć, zawodził oczekiwania gorzowskich działaczy na całej linii (w 10 meczach zdobył zaledwie 34 punkty!). Był kontraktowany jako gwiazda, a w niektórych meczach wypadał ze składu na rzecz wówczas tylko 22-letniego perspektywicznego Artura Mroczki. Obaj poza pojedynczymi wystrzałami, niewiele dawali drużynie. Od tego momentu Andersen już nigdy nie był zaliczany do grona zawodników ze światowej czołówki. W 2012 roku opuścił elitę, wiążąc się kontraktem z pierwszoligowcem z Grudziądza. W pierwszych meczach zaskakiwał in minus, ale pod koniec rozgrywek odpalił i kilka jego akcji pod bandą w GKM-ie do teraz wspominają z sentymentem. Na sezon 2013 wrócił do PGE Ekstraligi, ale była to tylko roczna przygoda, zresztą zakończona spadkiem Polonii Bydgoszcz. W latach 2014-2020 Duńczyk ścigał się tylko na poziomie I ligi, czasami stając się jednym z najlepszych zawodników. Przez pięć lat utrzymywał świetny poziom, ale później była już równia pochyła do tego stopnia, że nie radził sobie nawet na torach najniższej klasy rozgrywkowej i w wieku 43 lat zakończył karierę. Nie skorzystają na nieszczęściu Unii. Tak reagują na problemy wielkiego rywala