Tomasz Gollob gdy był w wieku Hampela potrafił błyszczeć na wszystkich torach, gdziekolwiek się pojawiał. Dopasowanie sprzętu do nawierzchni nie stanowiło dla niego żadnego problemu. "Zatkały" go tłumiki Wkrótce po tym jak został indywidualnym mistrzem świata wprowadzono jednak sprzętową rewolucję - tzw. zatkane tłumiki i żużlowiec nie potrafił sobie z tym poradzić. Dość powiedzieć, że w 2010 roku był najskuteczniejszym zawodnikiem ligi ze średnią 2,675 pkt/bieg, rok później drugim (2,417), a w 2012 roku ledwie 31. (1,814). Gollob miał wówczas ogromne problemy przede wszystkim z dopasowaniem do toru w Gorzowie i po sezonie podjął decyzję o przenosinach do Torunia. Tam szybko dopasował się do nawierzchni, ale pojawiły się problemy na wyjazdach, których reprezentant Polski nie potrafił już rozwiązać do tragicznego zakończenia kariery. Gollob stał się w ostatnich latach żużlowcem tylko własnego obiektu. Uwypukliło się to szczególnie po przenosinach do Grudziądza (sezon 2015). Polak czarował jak za dawnych lat na torze przy ul. Hallera 4, a na wyjazdach objeżdżali go nawet juniorzy. Wystarczy spojrzeć na liczby z ostatnich czterech sezonów. W 2013 roku w Unibaxie Toruń u siebie jechał ze skutecznością 2,552 pkt/bieg, a na wyjeździe 1,763. Rok później było to 2,067 w domu i ledwie 1,393 na obiektach rywali. Po transferze zaś do GKM-u 2,243 w Grudziądzu i 0,943 na wyjazdach, a w 2016 roku 2,206 u siebie i ledwie 0,933 na pozostałych torach. Ta sama "pięta achillesowa" Jarosław Hampel, który niedawno podjął decyzję o pozostaniu w Motorze Lublin na sezon 2022, idzie w ostatnich latach podobnym tropem co Gollob. Od kiedy wrócił do sportu po spiralnym złamaniu uda, wyjazdy są jego "piętą achillesową". W 2016 roku można to było jeszcze zrzucić na karb kłopotów zdrowotnych (1,733 u siebie i 1,125 na wyjazdach). Tym bardziej, że rok później w zespole Falubazu Zielona Góra znów jechał na poziomie najlepszych żużlowców świata (6. średnia w PGE Ekstralidze - 2,195 u siebie i 1,957 na wyjazdach). Błędem Hampela było jednak w dużej mierze odejście do Zielonej Góry. Starych drzew się nie przesadza - Potwierdziło się, że starych drzew się nie przesadza - przyznał były menedżer ekstraligowy, Jacek Frątczak. Po przenosinach do Leszna były dwukrotny indywidualny wicemistrz świata już nigdy nie odnalazł wyjazdowego błysku. W sezonie 2018 świetnie spisywał się na stadionie im. Alfreda Smoczyka (2,071 pkt/bieg), ale na torach rywali było to tylko 1,628. Rok później przepaść między własnym torem, a wyjazdami tylko się pogłębiła (1,970 i 1,133). Hampel spróbował kolejnych przenosin, ale niczego to nie zmieniło. W zeszłorocznym sezonie zdobywał dla Motoru Lublin średnio 2,057 pkt/bieg u siebie i 1,613 pkt/bieg na wyjazdach. W tym roku było to zaś 2,063 i 1,417. Walasek dał radę - Problemy Hampela nie mają nic wspólnego z motoryką czy podejściem do sportu. Wynikają po prostu z określonych preferencji i przyzwyczajeń starszych zawodników jeśli chodzi o sprzęt. Na własnych torach gdzie trenują, są w stanie wypracować schematy, na wyjazdach zaś sprzęt sprawia im problemy. Miał z tym kłopot Gollob, ma Hampel, któremu dodatkowo mocno skomplikowała sprawę wymuszona przez odejście na emeryturę Jana Anderssona zmiana tunera. Udało się odnaleźć tylko w eWinner 1.LŻ Grzegorzowi Walaskowi. Jest tam równie skuteczny u siebie co na wyjazdach (w tym sezonie 2,242 w domu i 2,167 na wyjazdach), ale by to osiągnąć musiał mocno zmienić swoje sprzętowe przyzwyczajenia - ocenił Frątczak. Czy podobna sztuka uda się Hampelowi?