Rune Holta jest najstarszym czynnym zawodnikiem startującym w polskich ligach żużlowych. W przyszłym sezonie stuknie mu już 48 lat. Dobije więc do wieku, w którym niezatapialny Andrzej Huszcza szykował się do zakończenia kariery. On podobnych planów na razie nie zdradza. Pierwszy kontrakt w naszym kraju podpisał w 1993 roku, kiedy aktualny dwukrotny mistrz świata - Bartosz Zmarzlik nie widniał jeszcze w planach swoich rodziców. Na świat przyszedł dopiero dwa lata później. Norweg z polskim paszportem piętnaście razy zmieniał barwy klubowe i właściwie trudno znaleźć zespół w jakim nie występował. Do ROW-u Rybnik wraca po pięciu latach przerwy i będzie największą gwiazdą spadkowicza z PGE Ekstraligi. Przez sałatę do żużla Holta urodził się nieopodal Stavanger. Jego ojciec - Leo także był żużlowcem. W skali kraju całkiem niezłym. On zaszczepił w Rune miłość do czarnego sportu. - Tata trzy razy sięgał po tytuł mistrza Norwegii. Gdy przestał jeździć, często odwiedzał kumpli z toru. Raz zabrał mnie ze sobą. Przysłuchiwałem się, jak wspominali stare dzieje. Rozczulili się tak bardzo, że kolega taty wyciągnął z warsztatu zakurzoną żużlówkę. Spróbowałem swoich sił, byłem oczarowany jazdą - wspominał w rozmowie z Rzeczpospolitą wiele lat temu. Leo prowadził plantację sałaty, z której część ciężko zarobionych koron starał się odkładać na rozwijanie kariery syna. W swoim gospodarstwie zatrudniał też wielu Polaków. Pewnie wtedy nawet mu się nie śniło, że Rune też nim w przyszłości zostanie. Na początku, będąc chłopakiem na dorobku, lecz próbującym podążać za marzeniami, kokosów z jazdy na żużlu nie miał. Raczej dokładał do interesu. Musiał łączyć uprawianie drogiego sportu z normalną pracą. Żeby zarobić na chleb i sprzęt postarał się o papiery spawacza. I tak Rune łapiąc drugi etat został królem platform wiertniczych w Stavanger. Połknął kołek Jego kariera nabrała rozpędu w 1993 roku, gdy odniósł swój pierwszy poważny sukces - brąz mistrzostw świata juniorów na obiekcie w Pardubicach. Rok później dołożył srebro na rodzinnej ziemi, nieopodal domu w Elgane. I poszło. Holta był już wtedy po pierwszej przeprowadzce z Falubazu Zielona Góra do GKM-u Grudziądz. Choć młody Rune od samego początku przejawiał papiery na dużą karierą trudno go było nazwać torowym misterem elegancji. Gdyby żużlowcom wzorem skoczków narciarskich wystawiano noty za styl, musiałby nadrabiać odległościami. Był przy tym wdzięcznym obiektem do drwin i złośliwych żartów. Często wypominano mu drewniany styl. Usta zamykał jednak wynikami, bo speedway to nie łyżwiarstwo figurowe. Tutaj liczy się kolejność na mecie, a Holta był szalenie skuteczny. Łasy na kasę W bogatej przygodzie z żużlem dla Holty nastał taki niefortunny okres, praktycznie co sezon lądował gdzie indziej. Zmieniał kluby jak rękawiczki. W 2007 roku np. gdy po prawie dekadzie przerwy ponownie przychodził do Tarnowa wypalił na prezentacji, że miasto oraz klub chował w sercu od dawna i kewlar z Jaskółką zawsze był dla niego szczególny. Generalnie jednak kibice uważali Holtę za jednego za bardziej kochliwych zawodników, ale do czasu, kiedy nie kończyły się w danym miejscu pieniądze. Parę miesięcy później Unia wpadła w potężny dołek finansowy i Rune na szyi miał już szalik innego zespołu. Stąd m.in. pochodzi jeden niezbyt przyjemnych przydomków - "złotówa". Łatki gościa łasego na kasę już nie odkleił. Dziwne interesy Holta był na świeczniku nie tylko z czysto sportowych powodów. Prawie piętnaście lat temu funkcjonariusze CBŚ weszli do dwóch agencji towarzyskich w Częstochowie. Pod zarzutem wymuszania haraczu od prostytutek zatrzymano pięciu mężczyzn, w tym menedżera i sponsora zawodnika Roberta G. Przedstawiciela żużlowca oczyszczono z oskarżeń, ale niesmak pozostał. Holta od dawna nie ma z Robertem G. nic wspólnego. A to był dopiero początek czarnej serii Holty. Trzy i pół roku wstecz Dariusz Ostafiński pisał tak: W 2008 roku Holta wyłożył ponad milion złotych na kupno nieruchomości w Częstochowie. Transakcję zawarł z rodzeństwem N., które teraz twierdzi, że żużlowiec przelał tylko pierwszą transzę i wciąż jest im winny 1,5 miliona złotych z odsetkami. Holta przekonuje jednak, że przekazał wszystkie pieniądze przez swojego ówczesnego pełnomocnika. Trwa proces sądowy. W "Przeglądzie Sportowym" mogliśmy natomiast przeczytać, że komornik ściga Holtę, a sam zawodnik ukrywa swoje dochody, dlatego podpisał we Włókniarzu głodowy kontrakt, który gwarantuje mu pobory w wysokości 151 złotych bez kwoty za podpis! Sprawa śmierdziała na kilometr, bo żużlowcy już wtedy podnosili z toru kilkanaście razy większe pieniądze. Obywatel świata Holta nie miał szans na sukcesy w swojej ojczyźnie więc podjął decyzję o przyjęciu polskiego obywatelstwa. W staraniach pomogli mu działacze z Częstochowy. Otrzymał je w 2002 roku. Reprezentował nasz kraj zarówno w Grand Prix jak i DPŚ. Z kadrą biało czerwonych zdobył trzy złote medale (2005, 2007, 2010). Dołożył też dwa złote krążki w IMP. - To najcenniejsze co mam w gablocie - mówił niedawno w bardzo szczerym wywiadzie na łamach WP SportoweFakty. - Zdecydowanie czułem się w tej reprezentacji dobrze. Wiem, że część ludzi chciałaby oglądać w kadrze narodowej tylko sportowców urodzonych w danym kraju, ale na szczęście nikt nie dał mi tego odczuć - wspominał. Jeden z głównych zarzutów jaki zawsze padał przy wysyłaniu powołania dla Holty, to taki, że do tej pory nie umie mówić po polsku. - No nie nauczyłem się niestety. Chyba na początku było mi wygodnie, bo zawsze wokół mnie byli ludzie posługujący się angielskim - tłumaczył. Holtę można spokojnie nazwać obywatelem świata. Urodził się w Norwegii, w Polsce na dom wybrał sobie Częstochowę, odebrał nasz paszport, a na "stare lata", do życia wybrał Andorę. - To raj na ziemi - wyjaśnia.