Słoneczna pogoda w Australii nie przeszkodziła w rozegraniu mistrzostw tego kraju. Na Antypody wybrał się chociażby Brady Kurtz. Co ciekawe na ten czas jego mechanikiem został tegoroczny debiutant PGE Ekstraligi. Ten transfer wyszedł mu na dobre Brady Kurtz to wielki talent. Z rudowłosym Australijczykiem wiązano spore nadzieje w Lesznie. Po kilku latach marazmu w końcu się rozstali. W ten sposób wylądował w pierwszej lidze, w której wygląda na to, że ugrzązł na stałe. Do tej pory nie słyszano o żadnych propozycjach z Ekstraligi, kierowanych w stronę wicemistrza świata. Po trzech latach w Łodzi znów zmienił otoczenie. Dołączył przed rokiem do Rybnika i z pewnością tego ruchu nie może żałować. Na nowo odżył i stał się liderem z prawdziwego zdarzenia. Kibice INNPRO ROW-u mogli to zauważyć chociażby podczas dwumeczu finałowego z Zieloną Górą. Osłabiona drużyna była skazywana na pożarcie, lecz Kurtz spisał się fantastycznie. W pojedynkę bronił honoru zespołu. Niewiarygodne, kto mu pomaga Teraz klub z Górnego Śląska ma aspiracje, aby powalczyć o powrót do PGE Ekstraligi. Wiele w tym przypadku będzie zależeć właśnie od Kurtza, ale i od nowych nabytków. Klub zakontraktował Rohana Tungate'a, Grzegorza Walaska, Jakuba Jamroga i Noricka Bloedorna. Wymianie uległ praktycznie cały skład. W obwodzie jest jeszcze Patrick Hansen. To właśnie ze względu na kontuzjowanego Duńczyka działacze musieli znaleźć kolejny element układanki. Brady jak co roku wybrał się zimą do swojej ojczyzny. W Australii trwają właśnie indywidualne mistrzostwa, które mają na celu wyłonienie najlepszego Australijczyka. Podczas tego cyklu zawodnikowi ROW-u pomaga Rasmus Jensen. Duńczyk jest jego mechanikiem. Wschodząca gwiazda pokazuje, że nie boi się wyzwań. Teraz czeka go największe w karierze, czyli debiut w najlepszej lidze świata.