Tobiasz Musielak wyrobił sobie markę żużlowca, który wielokrotnie kradnie start, wykonuje lotne wyjścia spod taśmy i generalnie w jego biegach trzeba być bardzo ostrożnym, kiedy jest się sędzią. Faktycznie, były żużlowiec Unii Leszno dość często miewa sytuacje, w których nie do końca prawidłowo zachowa się podczas procedury startowej, ale zwróćmy uwagę na to, że w dużej części przypadków po prostu idealnie umie wstrzelić się w moment zwolnienia taśmy. Tymczasem jest zwyczajnie karany za refleks, który zresztą ma świetnie wyćwiczony dzięki regularnym treningom na specjalnym sprzęcie. Musielak z pewnością przyzwyczaił się już do łatki "startowego cwaniaka", ale zdecydowanie zbyt dużo jest sytuacji, w których ocenia się go niesprawiedliwie. Wykluczenie Pedersena lub Miedzińskiego zawsze się obroni Obaj wymienieni zawodnicy przez lata startów na żużlu zdążyli pokazać już bardzo ostrą jazdę, często niekontrolowaną i na pograniczu faulu. I nie ma nawet sensu próbować ich tutaj oczyszczać, bo zarówno jeden, jak i drugi wielokrotnie wysyłali rywali do szpitala, jak i sami w nich lądowali. Niemniej na skutek takich zachowań, sędziowie są na nich wybitnie wyczuleni, często do przesady. Pedersen narzekał już niejeden raz, że gdy bierze udział w jakimś upadku, to nawet nie musi czekać na werdykt arbitra, bo przecież i tak to on jest zawsze winny. Ma trochę racji, niemniej sam poniekąd na taki wizerunek zapracował. Choć oczywiście, to nie fair, że jest tak traktowany. Podobnie wygląda sprawa u Miedzińskiego, któremu zawody bez upadku lub minimum jednej groźnej sytuacji zdarzają się niezwykle rzadko. Ale to nie znaczy, że zawsze to on jest do wykluczenia. Spójrzmy na sytuację z minionej niedzieli i memoriału Edwarda Jancarza w Gorzowie. W jednym z biegów Adrian został wyraźnie trącony przez rywala, w dodatku wszystko działo się na pierwszym łuku. Jaka była decyzja? Oczywiście wykluczenie Miedzińskiego, no bo kto mógł być winny w takiej chwili. Ta decyzja spokojnie może być traktowana jako błędna, bowiem torunianin za bardzo nie miał wyboru, a do tego przeciwnik go dotknął. Nic jednak po tym, bo Miedziński kojarzy się z tym, który winę ponosi zawsze. Gwiazdy są bez winy Przez lata było tak, że sędziowie mieli wyraźny problem z wykluczaniem Tomasza Golloba, będącego absolutną gwiazdą i zawodnikiem jeżdżącym kapitalnie stylowo. Choć bydgoszczanin jeździł ostro, to wiele akcji uchodziło mu na sucho. Był jednak jeden człowiek, który z wyrzucaniem Golloba z biegów nie miał problemu. Nazywał się Marek Wojaczek. Kiedy jednak wykluczał on polskiego mistrza, przeważnie spotykał się z bardzo obcesową reakcją zawodnika, zwłaszcza w początkowych latach jego kariery. Później Gollob nieco unormował swoje relacje z Wojaczkiem, ale w pamięci kibiców pozostała choćby słynna sytuacja z Pragi. Teraz nieco podobnie jest z Maciejem Janowskim i Bartoszem Zmarzlikiem. Pierwszy z nich choćby podczas ostatniego finału IMP dostał ostrzeżenie za ruszanie się pod taśmą, w powtórce zrobił to samo, a jednak go nie wykluczono. Wielce prawdopodobne, że inny żużlowiec z biegu by wyleciał. Gdyby sędzia był konsekwentny, Janowski mógł w ogóle skończyć bez medalu. Zmarzlikowi z kolei często udaje się nie być wykluczanym za ostre ataki w pierwszym łuku, zdarza mu się bowiem np. zakładać na rywala mimo nieco przegranego startu. Status gwiazdy powoduje jednak, że na takich zawodników patrzy się inaczej niż na ich rywali.