Aleksander Grygolec zawodnikiem Orła Łódź był przez 2 lata. Ma ważny kontrakt, ale już nie chce jeździć w tym klubie, choć Witold Skrzydlewski, jego właściciel, jest pewnym i dobrym płatnikiem. Grygolec sam się mógł o tym przekonać, bo przez 2 lata startów zarobił 56 tysięcy złotych. I to pomimo tego, że zdobył w tym czasie raptem 14 punktów. Można by napisać, że dostał średnio 4 tysiące za 1 punkt. Taka stawka dla zawodnika na dorobku, to świetna sprawa. Jakiś czas temu Grygolec uparł się jednak, żeby odejść z Orła. Jego tata Paweł Grygolec wytoczył ciężkie działa, bo oskarżył Orzeł, że nie płaci. Na jego nieszczęście Skrzydlewski miał pokwitowania dotyczące pieniędzy, które przekazywał jego synowi. Akcja ojca szybko obróciła się przeciwko synowi. O ile szef Orła początkowo był skłonny sprzedać Grygolca za 240 tysięcy złotych (tyle wynosi ekwiwalent za 2-letnie szkolenie), o tyle teraz nie chce już o tym słyszeć. Przeciwko seniorowi szykuje pozew, a zawodnika chce skłonić do przyjazdu do Łodzi. Na razie junior nie przyjechał na badania, zasłaniając się drukiem L-4. W Łodzi podejrzewają, ze tak samo będzie, kiedy zostanie wezwany na treningi. - Trener był wpatrzony w Grygolca niczym w obrazek, a ja od początku czułem, że coś będzie nie tak - mówi nam Skrzydlewski. - Oczywiście ma prawo zachorować, ale najwyraźniej zapomniał, ile nam zawdzięcza. Przez te dwa lata spokojnie zainwestowaliśmy w niego około 100 tysięcy. I nie mówię o wypłatach, lecz o inwestycjach w sprzęt i remonty. Zobaczymy, jak to potoczy się dalej. Cellfast Wilki Krosno, choć niedawno wypożyczyły z Betard Sparty Wrocław Bartosza Curzytka nadal są skłonne kupić Grygolca. Pan Skrzydlewski nie chce jednak o tym rozmawiać. - Uważam, że on jest naszym zawodnikiem - kwituje. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>