Bartosz Zmarzlik 6. Zwycięstwa smakują podwójnie dobrze, gdy odnosi się je na terenie największego rywala. Oba wygrane turnieje Zmarzlika z tego weekendu - mimo iż Wrocław leży rzecz jasna w granicach Rzeczypospolitej - należy zaś uznać właśnie za takie. Stadion Olimpijski to przecież królestwo jego głównego adwersarza w walce o trzecie z rzędu mistrzostwo świata - Macieja Janowskiego. Gorzowianin wszedł w sobotnią rundę na bardzo wysokich obrotach i z każdym kolejnym wyścigiem wydawał się coraz szybszy. Od trzeciej serii startów nie miał już sobie równych, a jego akcja na ostatnim łuku finałowego biegu będzie wspominana co najmniej tak rzewnie, jak ta Tomasza Golloba sprzed 22 lat. Kapitan Moje Bermudy Stali Gorzów wydawał się tak fenomenalny, że zwyciężyłby nawet, gdyby pod taśmą jakimś cudem stanęli Ivan Mauger, Tony Rickardsson i Hans Nielsen z czasów swych największych sukcesów. Maciej Janowski 4. Czy o zawodniku odpadającym z turnieju Grand Prix dopiero po półfinale - i to na skutek porażki z dwoma najlepszymi zawodnikami dnia - można mówić, że zawiódł? W przypadku Janowskiego chyba tak. Rozpalał Stadion Olimpijski do czerwoności, jego domowi kibice wpadali w ekstazę, ale takie widoki pięknie wyglądają wyłącznie z perspektywy trybun czy stojącego naprzeciw telewizora fotela. Żużlowiec najbardziej zadowolony z siebie jest zaś wtedy, gdy pewnie wygrywa wyścig prowadząc od samego startu. W przypadku Janowskiego wyjścia spod taśmy były istną mordęgą. Gdyby nie korzystny numer startowy, to swój udział w turnieju mógłby zakończyć już w fazie zasadniczej. Chwilę po równaniu toru, gdy nawierzchnia nie daje tak wielu możliwości na wyprzedzanie, męczył się nawet z 19-letnim rezerwowym Bartłomiejem Kowalskim. Gleb Czugunow 2+. Trójka zdobyta w ostatniej serii była dla niego wyłącznie nagrodą pocieszenia. W zawodach ligowych, a nawet zeszłorocznej edycji Grand Prix udowadniał, że na swoim torze może z powodzeniem rywalizować z najlepszymi. Niestety, tym razem było inaczej. Pozostaje wierzyć, że doświadczenie podczas kolejnych dwóch rund pozwoli 22-latkowi święcić wiele sukcesów w przyszłości. Krzysztof Kasprzak 1. Z przykrością patrzymy na aktualną formę indywidualnego wicemistrza świata z 2014 roku. Niewiele brakowało, a przez dwa turnieje z rzędu nie zdobyłby ani jednego oczka. Tak czy siak zajął jednak ostatnią pozycję, do której musi się chyba zacząć przyzwyczajać. Szkoda, bo jego biegi nie tylko nie przynoszą mu punktów, ale także nie dają większych nadziei na jakikolwiek progres. W niektórych wyścigach wyglądał na tle światowej czołówki jak kibic, który na poziom toru trafił przypadkiem, gubiąc drogę ze stoiska z kiełbasą do toalety. Wszyscy czekamy na jego progres, ale jazda w Grand Prix póki co zupełnie go przerasta