Bartosz Zmarzlik 5+. Dwukrotny indywidualny mistrz świata utarł nosa ekspertom. Środowisko wróżyło przecież, że podczas rywalizacji na Stadionie Olimpijskim Maciej Janowski jeszcze bardziej mu odskoczy, a tymczasem gorzowianin zwyciężył na terenie największego rywala! Co więcej uczynił to z taką pewnością, jakby to właśnie on jeździł na wrocławskim obiekcie przez zdecydowaną większość swojego życia. W każdym wyścigu do mety przyjeżdżał pierwszy albo drugi, ale nawet gdy oglądał plecy rywala, to nie odpuszczał mu aż do samej kreski. Maciej Janowski 5-. Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a jak kończy? Jeśli były premier Leszek Miller miał rację, to kapitan Betard Sparty zawstydziłby swą męskością Arnolda Schwarzeneggera, Sylvestra Stallone’a i wszystkich innych hollywoodzkich twardzieli. Być może nawet razem wziętych. Przez całą fazę zasadniczą był nie tylko przerażająco wolny, ale także zupełnie bezbarwny - do finałowej ósemki nie tyle wszedł, co wręcz się wślizgnął. Niewiele brakowało, a walkę o miejsce w półfinale przegrałby ze startującym ze złamaną ręką Andersem Thomsenem. W play-offach wyglądał jednak zupełni inaczej, jakby chciał powiedzieć rywalom "No dobra, skończyłem z dawaniem wam forów". Jego przegrany ze Zmarzlikiem na długo zapisze się w annałach czarnego sportu. 30-latek powinien się teraz cieszyć z zeszłorocznej zmiany systemu punktacji - choć na torze zdobył tylko 14 oczek, to do klasyfikacji generalnej zapisze sobie aż 18. Gleb Czugunow 2. Dla 22-latka sporą nobilitacją była już sama dzika karta, chociaż wielu kibiców - przede wszystkim tych z Dolnego Śląska - miało nadzieję, iż spisze się jeszcze lepiej niż rok temu i kolejny raz zakwalifikuje się przynajmniej do półfinału. Tym razem jednak się nie udało. Może inaczej będzie w sobotę? Krzysztof Kasprzak 1. Wicemistrz świata z 2014 roku pomylił chyba imprezy - przyjechał na żużlowe Grand Prix, a zdobył "olimpiadę". No dobrze, to nie do końca prawda - jego ostateczny rezultat jest nawet gorszy niż zdobycie pięciu zer. 4 razy przyjeżdżał na metę ostatni, zaś w otwierającym zawody wyścigu zerwał taśmę. Kolejny raz udowodnił, że ze srebrnego medalisty sprzed 7 lat zostało niestety już tylko nazwisko (bo nawet nie numer startowy).