Janowski parę razy ocierał się o podium klasyfikacji generalnej indywidualnych mistrzostw świata. Z reguły pięknie zaczynał sezon, był liderem, a potem impetu zaczynało brakować. W efekcie trzy razy kończył rozgrywki na najbardziej niewdzięcznym dla sportowca, czwartym miejscu. Czy teraz scenariusz się powtórzy? Oby nie. Polak jak chyba nikt innych ze światowej czołówki, naprawdę zasłużył na ten medal. Jest jednym z ledwie czterech zawodników w całej historii Grand Prix, którzy w siedmiu sezonach z rzędu wygrywali przynajmniej jeden turniej o mistrzostwo świata. Pozostała trójka to prawdziwi arcymistrzowie. Tony Rickardsson był sześć razy mistrzem świata, Greg Hancock czterokrotnie sięgnął po ten tytuł, a Jason Crump ma w kolekcji trzy złote medale. Tymczasem Maciej Janowski nie ma nawet jednego marnego brązu. A czas ucieka. W sierpniu świętował będzie już swoje 30. urodziny. Ta regularność powinna zostać w końcu nagrodzona. Jest ona też najlepszą odpowiedzią dla tych, którzy próbują deprecjonować tegoroczne sukcesy Janowskiego i próbują się na siłę doszukiwać w jego sprzęcie czegoś nieregulaminowego, plotkują o partii Anlasów miększych niż inne itd. Nie, nie, nie! Lider Betard Sparty Wrocław wcale nie spadł z księżyca. Jego forma i szybkość sprzętu nie są niczym niewiarygodnym. To po prostu ciężka praca i mądre decyzje w doborze teamu (wsparcie Grega Hancocka i Rafała Haja) procentują. - Próbuję wszystkiego co Greg wnosi do mojego teamu - mówił Janowski przed rozpoczęciem Grand Prix i efekty tego zaufania są widoczne. Oby jeszcze tylko od Amerykanina nauczył się luzu, bo tego mu czasem brakuje. W minioną niedzielę podpadł wielu kibicom tym, jak po finale indywidualnych mistrzostw Polski uciekł z podium i nie pozował do zdjęć oraz nie polewał się szampanem z innymi medalistami: Bartoszem Zmarzlikiem i Januszem Kołodziejem. Na temat tej sytuacji wypowiedzieli się już chyba wszyscy eksperci, więc nie ma co tego roztrząsać. Rację miał jednak przede wszystkim trener Marek Cieślak, który na łamach "Przeglądu Sportowego" ocenił, że Janowski najbardziej zaszkodził samemu siebie, bo się "ośmieszył i wyszedł na buca". Miał prawie tydzień, żeby się wybielić w tej sprawie, ale... nie zrobił tego. Wolał nie odbierać telefonów. Może jak zostanie mistrzem świata to zrozumie, że mistrzem nie jest się tylko na torze, ale również poza nim, a to potem procentuje lukratywnymi kontraktami sponsorskimi, jak w przypadku Bartosza Zmarzlika. Jego na razie kibice (poza tymi z Wrocławia) jakby kochali trochę bardziej, ale trudno się im dziwić.Zmarzlik wzbudza sympatię za swą szczerość i prostolinijność. To taki Adam Małysz polskiego żużla, prawdziwy ambasador tej dyscypliny sportu. W piątek znów pokazał klasę i nie chodzi o 3,5 okrążenia przejechane bez haka, a o wywiad. Po zawodach miał prawo być jeszcze bardziej wkur... niż Janowski w niedzielę w Lesznie. A jednak przed finałem Grand Prix Czech powiedział w telewizyjnym wywiadzie: Niech wygra Polak. No i szczere życzenie mistrza się spełniło. Arkadiusz Adamczyk