Turniej w Danii miał być kolejną odsłoną wojny polsko - rosyjskiej o tytuł IMŚ. Przewaga psychologiczna była po stronie Bartosza Zmarzlika. Polak zdobył Vojens dwa lata temu. Artiom Łaguta jest jednak w genialnej formie i ma tak wyżyłowane silniki od najlepszego tunera na świecie Ryszarda Kowalskiego (Bartosz Zmarzlik też korzysta z usług polskiego majstra), że w tym momencie nie robi mu różnicy na jakim obiekcie przyjdzie mu występować. Zmarzlik przegrał w z Rosjaninem w Togliatii i miał już tylko minimalną przewagę, jednego oczka nad pięć lat starszym kolegą. Reszcie stawki pozostała walka o brąz lub o szóstą gwarantującą utrzymanie w cyklu lokatę. W inauguracyjnej serii faworyci do złota nie mieli ani grama problemów z wygraniem swoich wyścigów. Wszyscy czekaliśmy jednak na bieg ósmy. W nim miało dojść do pierwszego starcia gigantów. To padło łupem Rosjanina, który zwyciężył z gigantyczną przewagą. Zmarzlik za to męczył się okrutnie z Maksem Fricke, którego minął dopiero na ostatnim łuku. W początkowej fazie ze znakomitej strony pokazywali się gospodarze. Po komplety "oczek" pędzili będący ostatnio w odwrocie Madsen i dzika karta - Michelsen. Generalnie żadna niespodzianka się nie objawiła. Karty rozdawali ci, którzy przed rundą byli faworytami bukmacherów. Na drugim biegunie znajdował się Maciej Janowski. Reprezentant Polski zaliczył genialny start w cyklu, ale potem gasł w oczach. Niestety ta tendencja została podtrzymana. Sęk w tym, że gdyby biegi kończono na wyjściu z pierwszego łuku Janowski kręciłby się w czole stawki. Błędami jakie popełnił na trasie można by jednak obdzielić cały jego sezon ligowy. Na dodatek strasznie się szarpał i na torze epatował nerwowością. Krzysztof Kasprzak tradycyjnie był żużlowym Robin Hoodem. Z tą różnicą, że ten angielski zabierał bogatym, a rozdawał biednym. Kasprzak natomiast rozdawał wszystkim sowicie po równo.Dobrego speedwaya, lecących iskier, wejść na żyletki mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki. W zamian otrzymaliśmy niezliczoną liczbę kąpieli błotnych. Lubujący się w laniu wody do ostatniej kropli w polewaczce Phil Morris tradycyjnie zadbał o to żeby teamy zawodników miały nazajutrz ręce pełne roboty. Bez dwóch zdań karcher będzie wiodącym narzędziem w niedzielny poranek.Przez trzy serie w innej lidze jeździł Łaguta. Był niepokonany. Cenne punkty gubił za to Zmarzlik. W dziesiątej odsłonie prezent rodakowi zrobił Emil Sajfutdinow. Były brązowy medalista pokonał naszego dwukrotnego z rzędu czempiona globu. I wtedy w fenomenalnie pracującej maszynce Artioma coś się zacięło. Tylko trzy "oczka" w w ostatnich dwóch gonitwach sprawiły, że to Zmarzlik tryumfował w fazie zasadniczej. Łaguta tradycyjnie był jednak pół kroku za nim.Zmarzlik zwyciężył w pierwszym półfinale i czekał na to co "wysmaży" Łaguta. Jego wygraną w drugim półfinale na dalszy plan odsunął potwornie wyglądający karambol Mikkel Michelsena i Fredrika Lindgren. Na wyjściu z drugiego łuku trzeciego okrążenia Duńczyka mocno podniosło do góry, a przy okazji z ogromną siłą uderzył w Szweda, którego zwinęło w kłębek na kierownicy. Żużlowiec w takiej pozycji przejechał pół prostej uderzając z całym impetem w pierwszy segment dmuchanej bandy. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że Lindgren w chwili zetknięcia z płotem był nieprzytomny. Na szczęście jakimś cudem wstał o własnych siłach i skończyło się na strachu. Włosy stają dęba na głowie, gdy uświadomimy sobie, co by się stało, gdyby w żużlowych obiektach nie było kinetycznych band. Fredrik powinien w te pędy wysłać butelkę wytrawnego trunku Barry'emu Briggsowi, człowiekowi, który wymyślił ten ratujący zdrowie i życie żużlowców wynalazek. Finał tradycyjnie i zgodnie z oczekiwaniami był wewnętrzną rozgrywką Zmarzlika oraz Łaguty. Polak wybrał najbardziej korzystne czerwone pole, ale Łaguta stanął po jego prawej ręce. Wyjście spod taśmy należało do Rosjanina, Łaguta zamknął w "kredzie" naszego reprezntanta i było po herbacie. Łaguta zdobył Vojens i zasiadł na fotelu lidera klasyfikacji przejściowej GP. Przed dwoma turniejami w Toruniu 30-latek z Bolszoj Kamienia ma jednak tylko punkt przewagi nad naszym rodakiem. Znów potężne tyły zaliczył Janowski. Widmo wypadnięcia z cyklu coraz bardziej zerka w oczy liderowi Betard Sparty. 1. Artiom Łaguta (Rosja) - 12 (3,3,3,2,1)+3+3 - 20 punktów2. Bartosz Zmarzlik (Polska) - 13 (3,2,2,3,3)+3+2 - 18 punktów3. Emil Sajfutdinow (Rosja) - 11 (2,1,3,2,3)+2+1 - 16 punktów4. Tai Woffinden (Wielka Brytania) - 10 (2,1,2,3,2)+2+0 - 14 punktów...5. Robert Lambert (Wielka Brytania) - 10 (2,2,3,1,2)+1 - 12 punktów6. Fredrik Lindgren (Szwecja) - 8 (1,2,1,1,3)+1 - 11 punktów7. Mikkel Michelsen (Dania) - 11 (3,3,0,2,3)+w - 10 punktów8. Leon Madsen (Dania) - 8 (3,3,0,1,1)+0 - 9 punktów...9. Martin Vaculik (Słowacja) - 7 (0,3,2,d,2) - 8 punktów10. Max Fricke (Australia) - 7 (1,1,2,3,0) - 7 punktów11. Jason Doyle (Australia) - 6 (2,2,w,2,0) - 6 punktów12. Matej Zagar (Słowenia) - 5 (1,0,3,0,1) - 5 punktów13. Maciej Janowski (Polska) - 5 (1,0,1,3,0) - 4 punkty14. Anders Thomsen (Dania) - 5 (0,1,1,1,2) - 3 punkty15. Krzysztof Kasprzak (Polska) - 1 (0,0,d,0,1) - 2 punkty16. Oliver Berntzon (Szwecja) - 1 (0,0,1,0,0) - 1 punkt