Dziesiąta i jedenasta runda Grand Prix zapowiadały się jako wielkie święto żużla. Wszyscy czekali na kolejną odsłonę rywalizacji Bartosza Zmarzlika i Artioma Łaguty, którzy od początku mistrzostw idą łeb w łeb. Większość nie wyobrażała sobie innego scenariusza, jak starcia obu panów w finałach imprez. Rzeczywistość przyniosła inny scenariusz. Łaguta znów był świetny. Szczególnie Rosjanin odpalił w półfinale i finale, nie dając najmniejszych szans swoim rywalom. Zmarzlik również prezentował się dobrze. W półfinale jednak czegoś zabrakło, dlatego aktualny mistrz świata przyjechał na trzecim miejscu, ostatecznie zajmując piąte miejsce w turnieju. Iluzoryczne szanse na mistrzostwo Taki obrót spraw mocno skomplikował sytuację gorzowianina w walce o mistrzostwo świata. 30-latek uciekł wyraźnie i do sobotnich zawodów przystąpi z dziewięcioma punktami przewagi nad Polakiem. W obecnym systemie punktacji jest to bardzo dużo. Nie oznacza to jednak, że Polak całkowicie stracił szansę na końcowy triumf. Problem w tym, że nie wszystko zależy od niego. Najlepiej, gdyby Zmarzlik wygrał. Wtedy zapisze on na swoje konto 20 punktów. W takim układzie Łaguta może zająć maksymalnie szóste miejsce. Wtedy obaj panowie spotkają się w biegu dodatkowym. Oczywiście lepszym wariantem jest zwycięstwo bez specjalnego wyścigu. W takim układzie triumf gorzowianina oznaczałaby, że Rosjanin maksymalnie może osiągnąć siódme miejsce. Drugie miejsce i niższe mistrza świata już skutkowałoby tym, że Łaguta musiałby znaleźć się poza półfinałami. W teorii ten scenariusz jest realny. Problem w tym, iż w tym sezonie najgorsze zawody 30-latka to piąta pozycja podczas pierwszej rundy we Wrocławiu. Ponadto Rosjanin w ostatnich pięciu turniejach wygrał czterokrotnie, a raz zakończył zmagania na drugim miejscu. Matematycznie szansę istnieją maksymalnie ósmego miejsca dla Polaka. Wtedy lider klasyfikacji musiałby zająć ostatnie miejsce. To byłby jednak cud. Zawodnik Betard Sparty Wrocław wykonał w piątek wielki krok w stronę tytułu. Nie wydaje się, by Łaguta całkowicie zawalił ostatnie zawody. Pozostaje jednak czekać do jutra. Sport bywa nieprzewidywalny, a Zmarzlik jest idealnym kandydatem na odwrócenie beznadziejnej sytuacji.