Co może świadczyć o tym, że Grand Prix w Togliatti jest mocno zagrożone? Pierwsza rzecz to zablokowana sprzedaż biletów. Na oficjalnej stronie cyklu widnieją wejściówki na rundy w Lublinie, Malilli, Vojens oraz pierwszą w Toruniu. Pomiędzy nimi zaplanowane są zmagania w Rosji, ale na nie biletów nie kupimy. Zastanawiające jest także to, że kilka dni temu zamknięto kanał akredytacyjny dla dziennikarzy, chcących obsługiwać wspomniane zawody. Takich rzeczy nie robi się raczej bez przyczyny. W BSI nabierają wody w usta i żadnych oficjalnych przekazów nie chcą póki co wypuszczać w świat. Można jednak domniemywać, że zawody są co najmniej mocno zagrożone. Z powodu obostrzeń pandemicznych tegoroczny cykl (podobnie jak ten zeszłoroczny), jest mocno opóźniony i przerobiony. Dominują podwójne rundy, takie jak w Pradze, Wrocławiu, Lublinie czy Toruniu. Jak się okazuje, może jednak jeszcze dojść do zmian. Spotkanie światowej elity w Rosji na chwilę obecną jest mało realne. Szkoda przede wszystkim z marketingowemu punktu widzenia, bowiem od dawna mówi się, że należy zmieniać lokalizację i zamiast organizować zawody w jakimś miejscu po raz dwudziesty, lepiej pojechać po raz pierwszy do innego miasta. W Lublinie to wypali (o ile na przeszkodzie nie stanie pogoda), w Togliatti mogą być problemy. Odwołanie czy zmiana miejsca? Pozostaje pytanie, co w przypadku informacji o oficjalnym odwołaniu zawodów w Rosji. BSI może zaliczyć cykl po prostu bez tej rundy albo poszukać nowej lokalizacji, która obecnie trudna jest do wskazania. Ktoś powie, że na pewno nie Polska, bo przecież w Polsce ma być sześć turniejów. Czy byłoby jednak dziwne, gdybyśmy to my znowu uratowali jakąś rundę? No właśnie. Nie oszukujmy się, to Polacy są póki co wiodącą nacją w speedwayu. Na razie jednak za wcześnie na takie dywagacje. Trzeba poczekać na oficjalne stanowisko organizatora, a tego z pewnością możemy spodziewać się wkrótce. Na to, że runda jakimś cudem jednak się odbędzie, z pewnością liczą przede wszystkim Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta. Rosyjscy żużlowcy nie mają zbyt wielu okazji do występów przed własną publicznością, a podczas jazdy w GP nie mieli jej wcale. Na torze w Togliatti obaj zaliczaliby się do grona faworytów, bo choć tamtejszy ośrodek jest znany, to z racji swojego położenia, niewielu żużlowców - nawet tych ze światowej czołówki - ma okazje do częstych występów na nim.