Różne historie widzieliśmy już przed startem. Zmiany motocykla, kłótnie z kierownikiem startu czy defekty tuż przed początkiem biegu. Rzadko jednak zdarza się sytuacja, w której żużlowiec na 30 sekund przed startem... zdejmuje kask, aby założyć inny. Właśnie to jednak zdarzyło się Andrzejowi Lebiediewowi, który do wyścigu nr wyjechał w niebieskim, a powinien był w czerwonym. Stał pod taśmą w błogiej nieświadomości, a tymczasem każda sekunda zbliżała go do wykluczenia. Około pół minuty przed startem podbiegł jego mechanik, który przyniósł mu właściwy kask. Łotysz zjechał na murawę i zdążył go ubrać. W biegu zaprezentował się nieźle, ale na pewno mocno go to zdekoncentrowało. Jak się okazuje, nie do końca była to wina żużlowca czy też ludzi z jego teamu. Niektóre kopie programu na sobotnie zawody zawierały błędy. Trudno powiedzieć, jak to możliwe, że jedna wersja była w porządku, a inna już nie. Tak czy inaczej mogło to Lebiediewa słono kosztować. Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby z tego biegu go wykluczono, a stracone punkty zaważyłyby na braku awansu do przyszłorocznego cyklu Grand Prix. To pomyłka, jaka nie ma prawa się przytrafić. Sam żużlowiec nie był zbyt chętny do komentowania sprawy. - Nie chce mi się o tym gadać - rzucił krótko po zawodach. Tor fatalny, paliwo z kilku beczek Żużlowy dziennikarz Bartłomiej Czekański zwrócił w mediach społecznościowych uwagę na to, że w Żarnowicy brakowało beczki z tym samym metanolem dla wszystkich. Nikt oczywiście Słowaków o kombinacje nie podejrzewa, ale takich rzeczy się nie robi z czysto sportowego punktu widzenia. Należało dostarczyć na zawody na tyle dużą beczkę, aby wystarczyło dla wszystkich. Być może żużlowcy aż takiej uwagi na to nie zwracali, ale patrząc z boku można było poczuć pewien niesmak. Miejscowi pewnie nie mieli takiej świadomości, bo na zawodach niskiej rangi (a takie przeważnie organizuje się w Żarnowicy) nikt się tym nie przejmuje. Inną sprawą jest tor, który był istną corridą, wypaczającą wyniki zawodów. Wielu żużlowców traciło punktowane lokaty i spadało np. z pierwszej pozycji na czwartą. Potem było już bardzo trudno kogoś wyprzedzić. Nawierzchnia pełna była kolein i niebezpiecznych miejsc, zwłaszcza w szczycie drugiego łuku oraz na wyjściu z pierwszego. To zastanawiające, bo przecież przed turniejem nie padało, a przez cały czas jego trwania także nie spadła ani kropla deszczu. Słowacy mają pięknie położony stadion, ale pewnych rzeczy muszą się jeszcze nauczyć.