Taka polityka klubu to dobra informacja dla trenera juniorów Roberta Kościechy. Jeszcze w trakcie sezonu mówiło się, że działacze nie są zadowoleni z jego pracy. Grudziądzka młodzież od paru sezonów jest najsłabsza w lidze, co miało obciążać konto byłego żużlowca. Mówiło się nawet, że Kościecha miał trafić na dywanik do władz klubu. Okazuje się jednak, że w GKM-ie doszli do wniosku, że na efekty szkolenia trzeba poczekać. Uważają, że praca trenera wkórtce da pierwsze owoce. - Na ten moment stawiamy na naszych wychowanków. Kadra juniorska w wielu klubach od przyszłego sezonu się uszczupli. Nasi wychowankowie powinni mieć więc łatwiej. Liczymy na ich rozwój. Kacper Łobodziński skończył dopiero 16 lat, a już pokazuje, że ma do żużla smykałkę. Obserwuję treningi Roberta Kościechy także z adeptami. Wygląda to obiecująco. Myślę, że powoli grudziądzcy juniorzy po wielu latach przerwy zaczną pokazywać się na torach ekstraligowych z dobrej strony - mówi nam Marcin Murawski. - A co do trenera juniorów, to mogę powiedzieć, że nie przewidujemy zmian na tym stanowisku. Zamierzamy przyglądać się, jak będą prezentować się wychowankowie Roberta Kościechy, którymi zajmuje się od początku. To 12, 13 i 14 latkowie, którzy wkrótce będą zdawać licencję "Ż". Myślę, że dopiero po tym będziemy mogli oceniać jego pracę. U takich zawodników jak Marcin Turowski, który już miał ukształtowany charakter sportowca, można było wprowadzać jedynie zmiany kosmetyczne. Czekamy więc na pierwszych wychowanków trenera Kościechy. Do tego jest potrzebna cierpliwość - dodaje działacz. Swoją drogą w słowach prezesa Murawskiego jest sporo logiki. Trudno obciążać Kościechę za brak wyników, skoro nie miał wpływu na karierę zawodnika od samego początku. Wcześniej zresztą GKM ściągał zawodników z zewnątrz i na potrzeby sezonu starał się im pomagać. Takimi przykładami byli Marcin Nowak czy Patryk Rolnicki. Nic specjalnego z tego nie wynikało. Zresztą jeszcze jakiś czas temu grudziądzanom marzył się transfer Mateusza Cierniaka. Nie wyszło, więc zasadniczo nie było innego wyjścia, niż zaryzykować i dać szansę miejscowym zawodnikom.