Lądowanie helikopterem na murawie, gwiazdy Kabaretu Ani Mru-Mru odtwarzające scenę z “Killerów 2-ch" Machulskiego, prezentacja nowych kombinezonów (osobnego na mecze domowe i wyjazdowe), popisy jazdy na jednym kole, hasło “Motor Lublin, nie do dogonienia" Marcina Wójcika, a to wszystko zwieńczone wymownym “bez komentarza" Tomasza Dryły z nSport+. Ogłoszenie kontraktów Buczkowskiego i Cierniaka miało rozmach, którego w żużlowym marketingu jeszcze nie było. Tak wielkie show lublinian wydaje się zrozumiałe. Wszystkie owe “światełka i wodotryski" oraz kontrakt z Mateuszem Cierniakiem miały za zadanie nieco przykryć ściągniecie do Lublina słabego w ostatnich latach Krzysztofa Buczkowskiego. Była to najlepsza dostępna na rynku opcja, gdyż Motorowi odmówiło wielu polskich seniorów, w tym m.in. Bartosz Zmarzlik. Abstrahując od tego, co kierowało lubelskimi marketingowcami, efekt jest piorunujący. Dość komicznie wyglądało za to przekazanie tej informacji przez oficjalną aplikację PGE Ekstraligi. “Buczkowski i Cierniak w Motorze. Nowe kevlary klubu" brzmiał komunikat, co wielu kibiców od razu skojarzyło z obraźliwym określeniem “kevlar" stosowanym w stosunku do bardzo słabych zawodników, którzy nie dają swojej drużynie punktów. Są oni porównywani w ten sposób do pustych kombinezonów. W niższych ligach informacją dnia był powrót na polskie tory Josha Grajczonka. “W Bydgoszczy mają kopalnię złota" żartował na twitterze Dariusz Ostafiński nawiązując do ostatniego miejsca pracy Australijczyka z polskim paszportem. “Ciekawe czy wykopał Kanclerzowi tyle złota, że starczy na wypłaty dla Zengoty" odpowiadali dziennikarzowi kibice.