Tegoroczny finał Indywidualnych Mistrzostw Polski przysporzył kibicom sporo emocji. Choć po zakończeniu turnieju aspekt sportowy został niestety przykryty dyskusją o niesportowym zachowaniu Macieja Janowskiego, to podczas wyścigów nie można było się nudzić, gdyż w wielu z nich byliśmy świadkami zażartej walki na dystansie wszystkich czterech okrążeń. Kolejny raz zadano kłam teorii, jakoby warunkiem koniecznym efektownego ścigania była przyczepna nawierzchnia. Tor na Smoczyku był suchy niczym żarty części kibiców z wysokości głosu nowo koronowanego mistrza Polski - Bartosza Zmarzlika. Czasy poszczególnych gonitw bywały o ponad 5 sekund gorsze od rekordu toru ustanowionego w 2013 roku przez Przemysława Pawlickiego. Utrudnili życie Pawlickiemu W Lesznie ostatni raz tak twardo (a i tak mniej niż w niedzielę) było, gdy na Strzelecką przyjechał Eltrox Włókniarz Częstochowa. Fogo Unia Leszno męczyła się wówczas z rywalem do ostatnich biegów, a bardzo słabo spisał się jej kapitan i wychowanek Piotr Pawlicki. 27-latek zdobył w tamtym spotkaniu zaledwie 3 punkty i nie pokonał żadnego z seniorów rywali. Plecy udało mu się pokazać wyłącznie 20-letniemu Jakubowi Miśkowiakowi. Młodszy z braci Pawlickich w niedzielę udowodnił, że twardy tor przy Strzeleckiej rzeczywiście nie jest dla niego handicapem. Nie udało mu się awansować do finałowego wyścigu i zakończył zmagania na 5 miejscu. Na Smoczyku wyglądał jak zawodnik przyjeżdżający do Leszna 2 razy w sezonie - długo szukał prędkości w motocyklu i w pełni przełożony był dopiero w ostatniej fazie zawodów. Leszczynianie umyślnie przygotowali tor przeciwko ulubieńcowi swych kibiców? Nie chcieli treningu dla rywali Oczywiście, że nie! Osoby decyzyjne w Fogo Unii przeprowadziły po prostu bilans zysków i strat, z którego wynikło, iż taki tor bardziej opłaci im się w ostatecznym rozrachunku. Ich krajowy lider Janusz Kołodziej jest w tym sezonie w tak fenomenalnej formie, że poradziłby sobie na każdej nawierzchni. To właśnie on, a nie Pawlicki był zaś główną szansą gospodarzy na przywdzianie czapki Kadyrowa ich zawodnika. W zamian za utrudnienie zadania wychowankowi, władze Unii zachowały atut własnego toru. Nikt nie zamierzał odsłaniać wszystkich kart i przy okazji prestiżowego turnieju organizować swoistego treningu dla liderów rywali. Wszak na finał IMP do Leszna zjechali liderzy zespołów, które już wkrótce udadzą się tam na spotkania w fazie play-off.