Piotr Kaczorek, Interia: Trzy pierwsze mecze późno rozpoczętego sezonu za Startem. Jest pan zadowolony z dotychczasowych wyników swoich podopiecznych, czy jest niedosyt, szczególnie po meczu z Wilkami Krosno? Rafael Wojciechowski, menadżer Aforti Startu Gniezno: Oczywiście, że po ostatnim meczu z Krosnem jest niedosyt i to duży. Cóż, takie rzeczy się w żużlu zdarzają, trzeba z nich wyciągnąć odpowiednie wnioski i przejść do porządku dziennego. My już te wnioski wyciągnęliśmy, mamy w sobie sportową złość i chcemy jechać dalej o jak najlepsze wyniki. Wyczerpaliśmy chyba limit pecha, bo w jednym meczu skumulowało się wiele niefortunnych zdarzeń. A pozostałe mecze? Pozostałe wyniki są OK, z drużyny i formy prezentowanej przez zawodników jestem zadowolony. Jedynym małym minusem jest w tej chwili niepewność i niestabilność formy Mirka Jabłońskiego i Kevina Fajfera. Wiadomo jednak, że rywalizują o jedno miejsce w składzie, co zawsze wiąże się z nierówną dyspozycją. Pracujemy nad tym, że obaj byli w jak najlepszej formie. Prawdopodobnie w dwóch najbliższych meczach zarówno jeden, jak i drugi zawodnik otrzyma szansę startu. Po nich będę mógł coś więcej o ich formie powiedzieć. Wracając jeszcze do meczu z Cellfast Wilkami Krosno. Pojawiło się sporo narzekań na tor. Jak wygląda sytuacja z nim? Czy faktycznie zawinili toromistrzowie źle przygotowując nawierzchnię przed meczem? To jest długa historia i szereg wypadków, które miały na to wpływ. Do grona osób odpowiedzialnych za tor dołączyły nowe osoby i koordynacja ich działań zawiodła, dlatego biorę winę na siebie. W środę przed meczem mieliśmy na torze równiarkę, ponieważ po dużej liczbie treningów na początku sezonu było z tym torem trochę problemów - miał trochę fal, trochę dziur i trochę nierówności, które trzeba było zniwelować równiarką. Na ogół nie robi się tego w trakcie sezonu, ale chcieliśmy go dobrze ubić. To chyba nie do końca się udało zrobić. Gdy świeciło słońce, wydawało się, że ten tor jest dobity, że się zamknął. Co prawda na treningu jeździło tylko siedmiu zawodników, ale wydawało się, że jest twardo, nawet bardzo twardo. Później okazało się, że gdy było bardziej pochmurnie, nawierzchnia przyjęła troszkę więcej wody, tor zaczął się otwierać. Pewnych kwestii po prostu nie przewidzieliśmy i ten tor zrobił się bardziej wymagający. Nie był on tragiczny, czy bardzo niebezpieczny - po prostu był bardzo wymagający. Do tego trzeba wziąć pod uwagę, że ten mecz strasznie się ciągnął. Równanie toru było dopiero po ósmym biegu, bo pogoda była bardzo niepewna, spodziewaliśmy się opadów deszczu, a sędzia chciał odjechać ten mecz. W pierwszych czterech biegach mieliśmy tylko błąd Mikołaja Czapli. Później było mnóstwo powtórek, były biegi przerywane po trzech okrążeniach i brak równania spowodował, że ten tor zaczął się coraz mocniej otwierać. Pojawiły się nie tyle dziury, co podłużne koleiny spowodowane torem jazdy zawodników przy krawężniku. Tam była szybka ścieżka, w którą zawodnicy celowali i nieraz, po wjeździe w to miejsce, popełniali błędy i upadali. Nie były to jednak nie wiadomo jak wielkie koleiny. Wymagający tor z koleinami, przy zawodach o dużej stawce, bo to był mecz ligowy, spowodował nieszczęśliwy zbieg okoliczności i zdecydowanie za dużo upadków i innych niepotrzebnych wydarzeń. To wpłynęło też na dyspozycję moich zawodników, którzy mocno się w tym meczu poobijali. Wspomniał pan o Mirosławie Jabłońskim, że w jego przypadku i w przypadku Kevina Fajfera, forma nie jest jeszcze ustabilizowana. Który obraz Mirosława Jabłońskiego jest bliższy prawdzie? Ten z Tarnowa, czy ten z meczów z Gdańskiem i Krosnem? Na początku sezonu jeździliśmy na twardych i bardzo równych torach - tak samo było w Tarnowie. Mecz z Gdańskiem odbywał się przy dużych opadach deszczu, na torze dosyć wymagającym. Może nie takim, jak z Krosnem, ale podobnym do niego. Na pewno Mirek ma za mało jazdy, żeby na tak wymagającym torze jechać równo. Kevin Fajfer rozpoczął sezon dość niefortunnie, bo zaliczył na pierwszych treningach dwa upadki, co nie pozwoliło mu w dobrym wejściu w sezon. Nie było takiego luzu, jak w zeszłym sezonie, gdy trenował, oczekiwał na miejsce w składzie i nie było na nim żadnej presji. Teraz chyba już presja jest. Teraz obaj sami ją na siebie nałożyli, a przy niefortunnym rozpoczęciu sezonu ci zawodnicy nie weszli na pełne obroty. Dlatego teraz zrobię wszystko, żeby dać obu zawodnikiem pełen luz zarówno na treningach, jak i w meczach, żeby mieli spokój, że po jednym, czy dwóch błędach nie zostaną zmienieni. Dopiero wtedy będę chciał obu wewnętrznie ocenić i zdecydować co robimy dalej i jak pracujemy.Zarówno patrząc na statystyki, jak i obserwując poczynania torowe Timo Lahtiego można dojść do wniosku, że Fin w tym sezonie prezentuje się troszkę słabiej niż w poprzednim roku. Czy została już postawiona jakaś diagnoza takiego stanu rzeczy? Oczywiście, że tak. Przede wszystkim Timo zmienił silniki, to jest pierwsza kwestia. Druga jest taka, że tor w Gnieźnie się zmieniał. Timo jest zawodnikiem, który potrzebuje stabilizacji, wjechania się w sezon i w zeszłym roku też nie miał dobrego początku. Jego głównym atutem jest start - jeśli go wygra, bardzo trudno go później minąć. Tego jeszcze troszeczkę brakuje i Timo nad tym mocno pracuje. Mam nadzieję, że dobre wyniki w Danii i to, co widzę na treningach, spowoduje zwyżkę formy i z każdym kolejnym meczem Timo będzie tę formę stabilizował na odpowiednim poziomie. Liczę, że co najmniej na takim, jak w poprzednim roku, czyli powyżej dwóch punktów na bieg, on sam też na to na pewno liczy i daję mu dużo spokoju, dużo zaufania, mając nadzieję, że taką jazdą się odwdzięczy. Przed wami dwa trudne spotkania. Najpierw wyjazd do Rybnika, później do Ostrowa. Z jakim nastawieniem tam jedziecie? Liczycie na zwycięstwo, czy chcecie po prostu wykręcić jak najlepszy wynik przed rewanżami w Gnieźnie? Chcemy wykręcić jak najlepszy wynik, to na pewno. Zobaczymy na co nam przeciwnicy pozwolą. Jeśli się nadarzy okazja, żeby wygrać, to będziemy chcieli z niej skorzystać. Na pewno chciałbym, żeby w obu tych meczach spokój mieli zarówno Mirek, jak i Kevin, żeby móc ich w tych spotkaniach sprawdzić. Mamy dwa mecze, więc na pewno w jakiś sposób jestem w stanie ich podzielić, żeby mogli się w tych meczach sprawdzić i żebym móc ich po nich ocenić. Pojedziemy ze sportową złością, będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony. Będą to dla nas dwa spotkania, po których będzie można ocenić w jakim kierunku zmierzamy i w jakiej dyspozycji są zawodnicy, zwłaszcza po tych niefortunnych upadkach w meczu z Krosnem. To są mecze na przełamanie, na odbudowanie i mam nadzieję, że zawodnicy staną na wysokości zadania. Będziemy pracować nad tym, żeby było jak najlepiej. Jeśli nie przywieziemy z tych meczów punktów, na pewno będziemy chcieli uzyskać na tyle dobre wyniki, żeby myśleć realnie o punktach bonusowych. Rozmawiał Piotr Kaczorek