Piotr Kaczorek, Interia: Przed meczami w Bydgoszczy i Gdańsku mówił pan dla portalu polskizuzel.pl, że celem na te spotkania są cztery punkty do ligowej tabeli. Tymczasem nie udało się nawet zdobyć bonusu w Gdańsku. Jest pan zaskoczony, czy zawiedziony takim obrotem spraw? Rafael Wojciechowski, menadżer Aforti Startu Gniezno: Sportowo tak, na pewno. Chcieliśmy powalczyć w tych dwóch spotkaniach, żeby liczyć się do końca w grze o rundę finałową. Niestety nie udało się tego zrealizować i możemy powoli myśleć o zakończeniu sezonu. Oczywiście chcemy jeszcze godnie pożegnać się ze swoją publicznością, powalczyć w ostatnich meczach, zwłaszcza u siebie z Ostrowem i zająć jak najwyższą lokatę na koniec sezonu. Zobaczymy co uda nam się wskórać. Powoli kończymy jednak sezon i będziemy myśleć o przygotowaniu do kolejnego. Czego zabrakło w tych dwóch spotkaniach do osiągnięcia lepszego wyniku? To jest złożony temat - kilka aspektów miało na to wpływ. Bardzo mocna drużyna gospodarzy, która bardzo wysoko postawiła poprzeczkę - jedna sprawa. Sytuacje, które były w pierwszym biegu, później w szóstym, kiedy Peter Kildemand jechał na prowadzeniu, zaliczył upadek i ostatecznie wycofał się z zawodów - zamiast 4:2, bieg skończył się 2:4. Podcięło nam to skrzydła, ale przede wszystkim dobra postawa gospodarzy spowodowała, że okazaliśmy się drużyną zdecydowanie słabszą. Widać, że w tym sezonie nam nie idzie na wyjazdach. Brakuje w tych meczach lidera lub ci najlepsi zawodnicy jadą troszeczkę poniżej oczekiwań. Drużyna gospodarzy była mocniejsza. A co zawiodło w Gdańsku? Co do Gdańska to podobna sytuacja - drużyna gospodarzy była mocniejsza. Dodatkowo brak Kevina Fajfera, problemy z torem, gdzie na początku ten... Nie chciałbym tutaj szukać tłumaczeń. Jesteśmy w tym roku drużyną słabszą, jeżeli chodzi o całość. Można by to rozbijać na poszczególne kwestie, poszczególnych zawodników. Żeby podsumować, kto jedzie poniżej oczekiwań, można spojrzeć na wyniki ubiegłoroczne i z tego sezonu. To kto zatem spisuje się poniżej możliwości? Jeśli miałby oceniać za cały sezon, to na dzień dzisiejszy nie zawiódł mnie Oskar Fajfer. Nie zawiódł mnie też Peter Kildemand, czy Kevin Fajfer, który jeździł w ostatnich meczach na poziomie, który jest zadowalający i dla mnie, i dla klubu, i jakiego sam od siebie oczekiwał od początku roku, dopóki nie nabawił się kontuzji. Do pozostałych zawodników można mieć mniejsze lub większe zastrzeżenia. Na szczegółową ocenę przyjdzie jednak jeszcze czas, bo zostały nam dwa mecze. A jak pan oceni jazdę juniorów? Juniorzy jadą w tym roku bardzo nierówno, ale tego mogliśmy się spodziewać - tak po prostu bywa z juniorami. Po Marcelu Studzińskim spodziewaliśmy się troszkę większego progresu. Jest Szymon Szwacher, który nie wystartował jeszcze w meczu ligowym, a Mikołaj Czapla jest młodym zawodnikiem, który dopiero się rozwija i liczę, że ta stabilizacja formy przyjdzie jeżeli nie w tym sezonie, to liczę, że w przyszłym. Nie wiem, czy się pan ze mną zgodzi, ale odniosłem wrażenie, że w przypadku młodzieżowców okazał się mecz w Gnieźnie z Wilkami Krosno. Dwa pierwsze spotkania były w ich wykonaniu bardzo dobre, jechali powyżej oczekiwań. Później nie było już takiego błysku. Ten mecz z Wilkami spowodował jakąś niepewność? Jeżeli chodzi o kwestie juniorów, to o ocenę całkowitą należałoby pytać po sezonie Krzysztofa Jabłońskiego. Prawda jest jednak taka, że faktycznie upadki w meczu z Krosnem spowodowały zachwianie pewności siebie. Od tamtego spotkania chłopacy praktycznie cały czas jeździli z nie do końca zaleczonymi urazami, czy jakimiś drobnymi kontuzjami. Nie przeszkadzały one na tyle, żeby nie można było się ścigać, ale nie pozwalały budować pewności siebie i swobody na motocyklu, która jest bardzo potrzebna. Po meczu w Gdańsku pojawiła się informacja, że rezygnuje pan ze stanowiska menadżera drużyny po tym sezonie. To decyzja ostateczna? Bo o tym, że może pan zrezygnować, wspominał pan jeszcze w poprzednim roku. Tak. Tę decyzję podjąłem już w zeszłym roku, w październiku, jednak ze względu na zawirowania organizacyjne, później rodzinną tragedię nie udało się znaleźć następcy. A ponieważ zbudowałem ten skład, podjąłem się misji poprowadzenia drużyny, jednak jasno deklarowałem, że jeśli nie będzie awansu do rundy finałowej, nie będzie odwrotu. Prowadzę już rozmowy, analizuję kandydatów na to stanowisko i myślę, że w ciągu miesiąca, półtora, uda się ogłosić nazwisko menadżera sportowego Startu Gniezno na kolejny sezon. Zanim dopytam o nowego menadżera, chciałbym pana zapytać - jak ocenia pan ten czas? Od 2016 roku jest pan zaangażowany w życie klubu, od 2017 roku był pan menadżerem drużyny. Pięć pełnych sezonów - jak pan ocenia to, czego udało się dokonać? Na pewno dużym sukcesem był awans w pierwszym roku naszego istnienia do eWinner 1. Ligi i każdy kolejny rok, gdy awansowaliśmy do rundy finałowej, nie będąc faworytem. Te wyniki były bardzo zadowalające. Cel się nie zmienił - zarówno jeśli chodzi o kwestie sportowe i organizacyjne, chcemy walczyć o awans do PGE Ekstraligi. Jednak okres pandemii nas troszeczkę wyhamował, musieliśmy poczekać z realizacją tych planów. Zbudowaliśmy skład, który... Był trochę oszczędnościowy. Z tego, co wiem, były prowadzone rozmowy z zawodnikami z czołówki ligi. Nic z tego nie wyszło - domyślam się, że ze względu na bezpieczeństwo budżetu. No tak, może nie oszczędnościowy, ale realny, na miarę możliwości budżetowych. W październiku nie wiedzieliśmy, jak będzie wyglądała sytuacja z kibicami, jak będzie się rozwijała sytuacja pandemiczna, jak podejdą do tego sponsorzy, więc stworzyliśmy skład na miarę możliwości budżetu. Kończymy sezon zdecydowanie wcześniej, mamy więcej czasu na przygotowania do kolejnego. Myślę, że wykorzystamy go dobrze, żeby w przyszłym roku przygotować taki budżet, by skład był zdecydowanie mocniejszy i żebyśmy byli w końcu jednym z wyraźnych faworytów do awansu, a nie - jak co roku - drużyną, która może włączyć się do walki o pierwszą czwórkę, ale nie musi. Jak pan oceni ruchy transferowe dokonane przed tym sezonem? O zawodnikach, którzy przyszli, czyli o Peterze Kildemandzie, o Mirku Jabłońskim, choć tak naprawdę większość sezonu jeździł już Kevin Fajfer, można mówić, że godnie zastąpili zawodników, którzy odeszli. Te ruchy były w choć w części trafione. Mniej w przypadku Mirosława Jabłońskiego, bo jego forma była nierówna. A odczuwa pan niedosyt, że nie udało się awansować do PGE Ekstraligi? Wcześniej mówiono, że dobrze by było w roku 2022, czy w 2023 jechać już w PGE Ekstralidze. Generalnie jesteśmy w momencie, w którym Start miał pukać do bram najwyższej klasy rozgrywkowej. Tylko te wszystkie założenia były przedstawiane przed czasem pandemii. Gdy pandemia się pojawiła, nie wiedzieliśmy, jak długo ten okres będzie trwał. Trzeba jasno powiedzieć, że pandemia mocno wyhamowała nasze plany. Podeszliśmy do tego realnie, nie chcieliśmy za wszelką cenę robić pewnych rzeczy. Oczywiście - jakbyśmy wiedzieli, że nowy kontrakt telewizyjny będzie tak duży i wiedzielibyśmy, że uda się ten budżet poukładać, to może byśmy bardziej zaryzykowali, ale podchodzimy do tego racjonalnie i na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo budżetu i wypłacalność klubu, później jest wynik sportowy. Nie chcemy robić niczego za wszelką cenę, bo chcemy, żeby żużel w Gnieźnie istniał. Będziemy teraz jednak robić wszystko, aby w przyszłym roku zrobić duży krok do przodu w kierunku walki o awans. Mamy teraz więcej czasu, więc już teraz pracy nie brakuje, mocno działamy i myślę, że w przeciągu najbliższych dwóch miesięcy będzie to widoczne. Mówi pan o bezpieczeństwie budżetu. Ten sezon Start może skończyć na plusie? Sądzę, że tak, ale tu jest dużo zmiennych, które jeszcze ciężko przewidzieć. Zobaczymy, jak będą prowadzone rozmowy ze sponsorami. Mamy umowy, z których musimy się wywiązać, podobnie sponsorzy. Mamy do zorganizowania kilka rzeczy, jak Turniej o Koronę Bolesława Chrobrego. Zobaczymy, czy uda się to wszystko zrealizować tak, jak planujemy i dopiero wtedy będzie można powiedzieć, czy sezon skończymy na plusie. Przewidujemy, że jest na to szansa. Wrócę do kwestii nowego menadżera. To będzie osoba z doświadczeniem, czy ktoś nowy, kto dopiero wejdzie na ten rynek? Na razie nie będę komentował tego w szerszy sposób. Powiem tylko, że rozmowy są prowadzone z osobami, która mają doświadczenie w tym zakresie i chcemy, żeby to był dobry fachowiec. Jeśli chodzi o wolnych menadżerów z doświadczeniem, rynek jest dość wąski. Musiałaby to raczej być osoba z doświadczeniem ekstraligowym. Powiedzmy, że tak to wygląda. Sporo ostatnio mówiło się o Mirosławie Jabłońskim. Mówił pan, że nie jest on brany w tym momencie do składu, przebąkiwał też pan, że być może to koniec kariery. Zakładam więc, że w tym sezonie Mirosława Jabłońskiego w barwach Starty już raczej nie ujrzymy i podobnie w przyszłym sezonie. Co do przyszłego sezonu nie chciałbym się wypowiadać, bo to wszystko zależy do decyzji Mirka. Nie mówię o barwach Startu Gniezno, ale generalnie, czy będzie kontynuował karierę - to jest jego decyzja. Jeżeli chodzi o ten sezon, to też nie wykluczam powołania dla Mirka na jakieś spotkanie, ale musi być w odpowiedniej formie sportowej. Na dzień dzisiejszy uważam, że w lepszej dyspozycji jest Philip Hellstroem-Baangs, dlatego on dostaje szansę. W najbliższym meczu Philip też chyba dostanie szansę, chyba że Mirek mnie w pozytywny sposób zaskoczy na treningu. A co z Mateuszem Jabłońskim? Sporo mówi się o zainteresowaniu klubów PGE Ekstraligi jego osobą, co nie może dziwić. Mateusz ma ważny kontrakt do końca sezonu 2023. Czy to oznacza, że będzie startował w barwach Startu w przyszłym sezonie, czy może być problem z utrzymaniem go w klubie? Tak, jak pan powiedział - Mateusz ma kontrakt ważny do końca sezonu 2023 i ja nie widzę przeszkód, żeby startował w Gnieźnie, choć oczywiście decyzja należy do obu stron. A rozmawiał pan już z drugą stroną na ten temat? Oczywiście, że tak. Jestem przekonany, że dojdziemy do porozumienia, bo nie sądzę, żeby Mateusz nie chciał kontynuować swojej kariery sportowej. Rozmowy są prowadzone i podchodzimy do tego tematu ze spokojem. Mateusz ma ważny kontrakt i będziemy chcieli, żeby startował w Gnieźnie. Oczywiście z niewolnika nie ma zawodnika, ale myślę, że dojdziemy do porozumienia i nie wyobrażam sobie innego scenariusza, niż ten, zakładający, że Mateusz będzie startował w Gnieźnie. Podsumowując. Startu na pewno nie będzie w tym sezonie w play-offach. To pierwsza taka sytuacja od kiedy GTM Start Gniezno istnieje. Jak pan podsumuje ten sezon? Jaką ocenę wystawiłby pan sobie, czy drużynie za ten rok? Trudne pytanie. Mamy jeszcze dwa mecze przed sobą i oceniać coś przed końcem jest trudno. Na pewno nie jestem zadowolony w stu procentach ani ze swojej postawy, ani z postawy drużyny i na pewno dużo rzeczy byłoby do poprawy, ale tym będzie już się zajmował nowy menadżer, bo to on będzie prowadził na przyszły sezon. A jeśli chodzi o ten sezon? Wracając do tego sezonu. Nie mnie wystawiać oceny za ten sezon. Uważam, że starałem się zrobić wszystko, żeby wyciągnąć z tej drużyny maksimum. Kilka błędów zostało po drodze popełnionych, mniejszych lub większych. Sezon ułożył się tak, a nie inaczej - drużyny w eWinner 1. Lidze były bardzo wyrównane i ktoś poza czwórką musiał się znaleźć. Trzeba to przyjąć z pokorą i skupić się na budowie składu na przyszły sezon. Trzeba wyciągnąć odpowiednie wnioski, bo porażki budują zwycięstwa. Ta porażka w tym sezonie była wkalkulowana, trzeba to jasno powiedzieć i liczę, że ona nas zbuduje, żebyśmy byli mocniejsi w przyszłym sezonie. Rozmawiał Piotr Kaczorek