Polonia w sezonie 2019 była absolutnym dominatorem rozgrywek 2. Ligi Żużlowej. Zespół szedł jak burza, demolując kolejnych rywali. Gdy do wykonania pozostał ostatni krok, tej maszynie nagle odcięło prąd. Niemal 30-punktowa porażka w Poznaniu wedle wszelkiej logiki przekreślała szanse bydgoszczan na awans o klasę wyżej i niweczyła wielomiesięczne starania drużyny. Bydgoscy fani nie mogli uwierzyć, że w meczu z PSŻ-em doszło do takiego pogromu. Wielu z nich oddawało zakupione już wcześniej bilety na rewanż. Byli też tacy, którzy zapowiadali, że nie pójdą, bo po prostu nie ma sensu. A co zrobił wówczas Jerzy Kanclerz? Po pierwsze, poszukał winnych takiej sromotnej klęski. Padło na Renego Bacha, który do Poznania przyjechał z pękniętą ramą, dając tym samym do zrozumienia, że na awansie za bardzo mu nie zależy. Pojawiały się nawet głosy, iż Duńczyk awansować po prostu nie chce, bo wówczas może stracić miejsce w składzie. Kanclerz na rewanż w jego miejsce wstawił Matica Ivacica, który do tego momentu w zasadzie nie spełnił oczekiwań w żadnym meczu Polonii. Dodatkowo dał go do pary z Marcinem Jędrzejewskim, tworząc na papierze duet, który miał dać szybki awans... gościom. Tymczasem obaj zawodnicy okazali się bohaterami, Polonia w kapitalny sposób odrobiła straty i weszła do 1. Ligi. To był triumf przede wszystkim Jerzego Kanclerza. Skoro tak mówi, to tak musi być Prezes, właściciel i wówczas menedżer drużyny już po meczu w Poznaniu wypowiadał się na temat jego opinii o spotkaniu rewanżowym. Mówił o dużym zawodzie, jaki sprawili mu jego żużlowcy, podziwiał wysokie zwycięstwo gospodarzy i między wierszami gratulował im awansu. Dodawał, że on może awansować za rok i nie ma żadnego problemu. Do obozu PSŻ-u te informacje z pewnością docierały, więc pomyślano, że coś musi być na rzeczy. Skoro Kanclerz nie wierzy, to my też nie. Wzięli więc do Bydgoszczy szampany, które ostatecznie wystrzeliły, ale... po triumfie Polonii. Grą psychologiczną było też wspomniane ustawienie w jednej parze Ivacica z Jędrzejewskim, które z pozoru nosiło znamiona wywieszenia białej flagi. Tak też ten ruch potraktowano w Poznaniu, bo właśnie na tych żużlowcach goście chcieli robić najwięcej punktów. Ostatecznie wszystko wzięło w łeb, bo cała Polonia tego dnia była nie do złapania. Pozostaje pytanie, czy oba manewry (gratulowanie PSŻ-owi i ustawienie par) Kanclerz zrobił świadomie czy nieświadomie. Gdyby taki był jego cel, nikogo by to nie zdziwiło. Znowu miał nosa Na sezon 2021 Abramczyk Polonia miała skład, który przede wszystkim zapewniał stabilizację. Prezes obiecał zawodnikom, że rywalizacji o miejsce nie będzie i każdy ma czuć się komfortowo. Te obietnice zweryfikowała jednak sytuacja losowa, a dokładniej kontuzje w drużynie, których doznali: Adrian Gała, David Bellego oraz Grzegorz Zengota. W pewnym momencie drużynę musiał ratować... Jewgienij Sajdullin. Kanclerz dłużej czekać nie mógł. Musiał na rynku poszukać kogoś, kto będzie w stanie choć po części zapełnić lukę po kontuzjowanym koledze. Padło na Daniela Jeleniewskiego, który szybko stracił miejsce w składzie Cellfast Wilków Krosno i szukał dla siebie klubu. Choć zakontraktowanie doświadczonego żużlowca niespecjalnie robiło wrażenie, to okazało się absolutnym strzałem w dziesiątkę. Niektórzy mówią, że tak jeżdżącego Jeleniewskiego jeszcze nie widzieli. Właściwie to nie wyszedł mu tylko jeden mecz - u siebie z Orłem Łódź, w którym zdobył pięć punktów. W pozostałych pełnił rolę jednego z liderów zespołu. Kanclerz znów miał nosa. Podobnie zresztą, jak z Andreasem Lyagerem czy wcześniej z Kamilem Brzozowskim. Żaden z nich nie przychodził by być liderem, a finalnie nim zostawał. Co wymyśli na mecz o wszystko? Teoretycznie skład Abramczyk Polonii ustalają Krzysztof Kanclerz i Lech Kędziora. Trudno jednak uwierzyć, że właściciel nie ma żadnego wpływu na to, kto pojedzie w spotkaniach ligowych. Przed meczem w Ostrowie sytuacja Polonii jest trudna. Musi wygrać, bo pokpiła sprawę przegrywając u siebie z Cellfast Wilkami. Mało tego, jedzie bez Grzegorza Zengoty, który w tamtym meczu doznał kontuzji i może już w tym sezonie nie wrócić na tor. W jego miejsce pojedzie Gała, który miał długą przerwę od ligowej rywalizacji. Będzie na nim spoczywać duża odpowiedzialność. Być może w ostatniej chwili Kanclerz wymyśli jakąś zmianę w składzie, albo pozmienia ustawienie i zaskoczy tym ostrowian. Robił to już tyle razy (i to skutecznie), że kolejna tego typu historia nikogo już nie zdziwi. Tym razem pole manewru jest nieco mniejsze, ale można by na przykład spróbować wstawić Mateusza Błażykowskiego w miejsce zawodzącego Nikodema Bartocha. Kto wie, może jeden jego punkt zadecydowałby o wygranej Polonii, a co tym idzie awansie do fazy play-off?