Sebastian Zwiewka, Interia: Pana tata to legenda Unii Tarnów. Był pan skazany na żużel? Robert Wardzała, były żużlowiec i poseł, obecnie prezes Tarnowskiego Klastera Przemysłowego i ekspert nSport+: Tak, wybrałem kiedyś ten sport ku niezadowoleniu moich rodziców. Oni doskonale znali żużel, dlatego długo opierali się przed wyrażeniem zgody na moją jazdę. Umówiliśmy się, że jeżeli uzyskam licencję licencję za pierwszym razem, a było to po zaledwie trzech miesiącach treningów, będę mógł występować na torze. Zdałem od razu, co było zaskoczeniem, bo niektórzy potrzebują dwóch lub trzech podejść, więc zgodzili się Dlaczego w ogóle tak wcześnie zakończył pan karierę? Ostatnim pana klubem formalnie była Polonia Bydgoszcz (sezon 2008). W zasadzie cały okres mojej jazdy jest związany z Tarnowem. W ciągu 15 lat startów jeden rok jeździłem w Krośnie, miałem też podpisany "kontrakt warszawski" w 2008 roku w Bydgoszczy. W 2007 roku w Tarnowie doznałem kontuzji - złamana noga, w kostce. Był problem z szybkim powrotem na tor, gdyż to była prawa noga, a siła jest przenoszona przez właśnie przez prawą nogę na hak podczas jazdy. Trochę utrudniało mi to jazdę w 2007 roku. Później cały czas trenowałem. Trenowałem, ale - mówiąc wprost - chciałem jeździć tylko w Unii, niespecjalnie w innych polskich klubach, choć kilka propozycji miałem. Jednak zawsze odmawiałem, mogąc jeździć w Unii. W macierzystym Tarnowie nie było dla pana miejsca i powiedział pan "pas"? Było trochę zawirowań, było też ciasno w składzie. Niektórzy wychowankowie siedzieli na ławce, to wszystko traciło rozpęd. Zająłem się działalnością w Radzie Miejskiej w Tarnowie. Łączyłem to zresztą ze ściganiem na żużlu. Tak de facto to nigdy nie skończyłem kariery, bo przez kolejne lata normalnie uczestniczyłem w treningach, ścigałem się z chłopakami, tylko nie jeździłem w zawodach. Gdyby ktoś mnie dzisiaj zapytał, czy skończyłem karierę... To odpowiedziałby pan, że "nigdy"? No tak (śmiech). Moim celem był Tarnów. Wzorowałem się na Tacie, który przez 45 sezonów, najpierw jako zawodnik, później jako trener związany był z Unią. Chciałem jeździć dla naszych kibiców. Dalej uprawiałem sport, trenowałem, ale - można powiedzieć - schodziłem z obrotów. Kiedy dokładnie został pan radnym? Radnym w Tarnowie zostałem w 2006 roku. Pełniłem tę funkcję do 2011 roku, następnie zostałem posłem. Wciąż przyjeżdżałem na treningi, by się pościgać.Przejdźmy zatem do teraźniejszości. Tak słabego sezonu w wykonaniu Unii Tarnów nie przewidzieliby najwięksi krytycy tego klubu.Tego chyba nikt się nie spodziewał. Unia była traktowana jako jeden z zespołów, które miały walczyć o wejście do wyższej klasy rozgrywkowej. Ostatnio nawet Marek Cieślak mówił w nSport, że w tym roku ma miejsce wiele zaskoczeń. A Unia to niestety negatywne zaskoczenie. Patrząc na historię, to przez te dziesięciolecia nie jesteśmy w stanie znaleźć tak fatalnego sezonu. W zasadzie wygrany tylko jeden mecz, kontuzje, trochę pecha, pewnie trochę wkradł się też brak atmosfery. Widać, że czegoś brakowało. Nie chcę krytykować, bo taki bywa sport - a jak to mówią - leżącego się nie kopie. Liczę, że uda się to wszystko poskładać i utrzymać ludzi. Kibice tarnowscy zasługują na żużel na wysokim poziomie, ten sport w naszym regionie ma potężną, wielopokoleniową tradycję. Po wielu sukcesach - w których części miałem okazję uczestniczyć - bardzo przykro kibicom ogląda się "leżącą" Unię. Już teraz trzeba zacząć to odbudowywać, czyli budować skład i portfel sponsorów czy partnerów. Wierzę, że w przyszłym sezonie klub się odbije i od razu awansuje. Zbyt długie oczekiwanie może mieć złe skutki w postaci odchodzenia sponsorów czy kibiców. Trzeba natychmiast przystąpić do ataku.Jaki skład chętnie zobaczyłby pan w sezonie 2022?Generalnie cały skład oparłbym na wychowankach. Nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło w nim Ernesta Kozy. Mamy też takiego zawodnika jak Rolnicki, którego można z powrotem ściągnąć do Tarnowa. Miał ciekawe momenty w swojej karierze i wpisuje się w status wychowanka. Jeździłem w zespole wychowanków Unii, wspierali nas zawodnicy z najwyższej światowej klasy - Tony Rickardsson i Tomasz Gollob. W tamtym okresie miały miejsce największe sukcesy Unii. Troszkę sytuacja się powtarza. To dobry moment, by zbudować drużynę z wychowanków. Oczywiście, trzeba wzmocnić ją dwoma obcokrajowcami, którzy są sprawdzeni na drugoligowych torach. Trzeba liczyć koszty, odpowiednio zbilansować finansowo. W TOP 3 2. Ligi Żużlowej mamy Thorssella i Huckenbecka. Idealnie mogliby uzupełnić skład oparty przy fundamencie wychowanków. To buduje atmosferę, daje możliwość rozwoju. A juniorzy nie powinni przenieść się do wyższej klasy rozgrywkowej? 2. Liga Żużlowa nie będzie dla nich krokiem wstecz?Niejeden młody zawodnik ma propozycje jazdy wyżej, być może też na lepszych warunkach finansowych. Z drugiej strony jest to też dla nich okazja - zejście do 2. Ligi Żużlowej i powrót do eWinner 1. Ligi. Sukcesywne wchodzenie po schodach czasami naprawdę sprzyja rozwojowi. Podam przykład Roberta Lewandowskiego, z którego menedżerem wielokrotnie miałem okazję rozmawiać. Oni też bardzo mocno dozowali te propozycje, żeby od razu nie wyskoczyć za wysoko i się nie potknąć, tylko szli krok po kroku. Moim zdaniem - przy mądrym zarządzaniu w Unii - można zbudować "swój" zespół.Jak wspomina pan jazdę u boku Rickardssona i Golloba?W tym okresie - kiedy wywalczyliśmy dwa "złota" - mieliśmy Kołodzieja, Rempałów, byłem ja, a także Staszek Burza. Cała płaszczyzna zespołu była tarnowska, wychowankowie stanowili bardzo dużą część drużyny, do tego mogliśmy liczyć na obecność dwóch wybitnych sportowców. Dało to wielki sukces, który wspólnie stworzyliśmy. To były autorytety, od których można było się uczyć, dużo usłyszeć, ogólnie otrzymać pomoc. Ważne jest, żeby budujący się fundament też miał kogo podglądać. Poda pan jakieś przykłady pomocy? Miałem swój warsztat na stadionie. Dokładnie w tym samym miejscu gościli Rickardsson i Gollob. Można było naprawdę wiele się nauczyć, zobaczyć jak to wszystko wygląda, jak oni się organizują, jakie są nowinki sprzętowe. To nas budowało, wielokrotnie czerpaliśmy z ich porad. Sam wielokrotnie prosiłem jedną lub drugą gwiazdę, by przy okazji i dla mnie kupiła części. Normalna sytuacja, chciałem mieć łatwiejszy dostęp. Tacy zawodnicy też sobie pomagają. Wielokrotnie z naszymi kolegami startującymi w innych polskich zespołach również można było współpracować, nie odmawiali pomocy. Zdarzało się, że zawodnicy pożyczali sobie silniki na zawody od tunerów czy odwrotnie. Przy okazji serwisu własnego sprzętu zabierali silniki kolegów. To żyje swoim życiem, zawodnicy między sobą wymieniają dane kwestie i często sobie pomagają. Dlaczego Unia aż tak bardzo zawiodła w kończącym się już dla niej sezonie? Nie jest tajemnicą, że w Tarnowie były jakieś problemy z płynnością finansową. Zawodnicy między sobą to omawiali, choć oficjalnie nie można było tego mówić ze względu na zapisy w kontraktach. A nieoficjalnie, w środowisku, za kulisami można usłyszeć o zatorach płatniczych, a to nie sprzyjało atmosferze. Jeśli zawodnik nie jest w stanie na bieżąco serwisować sprzętu, to takie problemy nie budują ani klimatu, ani wyniku sportowego. Stąd pana pomysł, by postawić na wychowanków? To właśnie rola, ale też zadanie nowego zarządu. Słyszymy, że zmiany są w trakcie. Proponowałbym postawienie na stary model, ale bardzo przyjazny i pożądany przez kibiców. Lepiej ogląda się i kibicuje zawodnikom, których można spotkać w sklepie czy na ulicy, bo wywodzą się z regionu niż "obcym". W tym momencie można od nowa budować i opierać skład na swoich, tylko należy młodzieży zapewnić odpowiednią ścieżkę rozwoju. Ja potrafię sobie wyobrazić, jakie warunki może zaproponować jeden czy drugi klub z wyższych lig. Trzeba im zaproponować przynajmniej coś podobnego. Czy Unia podniesie się podobnie jak Polonia Bydgoszcz, która jeszcze niedawno była jedną z najgorszych drużyn w Polsce, mimo tak bogatej historii?Czasami, żeby odbić się do góry, trzeba dotknąć dna. Teraz mamy taką sytuację, staram się w Tarnowie to tłumaczyć bo wielu ludzi jest zawiedzionych. Nie tego oczekiwali. Mówię wprost, że żużel w Tarnowie może i zachorował, ale nie umarł. Chorobę trzeba szybko pokonać i uzdrowić organizm. Im szybciej, tym lepiej. Wierzę, że to się uda ludziom, którzy za chwilę będą o tym decydować. Jestem optymistą. Wierzę w odbudowanie poziomu sportowego. Na pewno ludzie zarządzający muszą wyciągnąć wnioski z błędów, które miały miejsce w ostatnich latach i nie mogą ich popełniać w przyszłości. Należy podnieść klub, dać szansę wychowankom i budować silną drużynę na następne lata. 2. Liga Żużlowa to dobre miejsce na budowę, zwłaszcza juniorzy mają wiele sezonów jazdy przed sobą. Dobry młodzieżowiec to "towar deficytowy" na rynku, nie jest łatwo wychowywać i szkolić, więc trzeba dbać o tych, których się ma. Widzę pewne otwarcie w tym zakresie. Kibice krytykowali prezesa Łukasza Sadego za odejście Pawła Miesiąca. Ja odnoszę jednak wrażenie, że również i z tym zawodnikiem Unia nie miałaby zbyt wiele do powiedzenia w lidze. Oczywiście odejście Miesiąca było osłabieniem. Tak jak już wspomniałem - zawodnicy między sobą wymieniają opinie, trudno takie informacje utrzymać w tajemnicy. Faktycznie, z tego co się mówiło, zabrakło regulacji jakiegoś zobowiązania, ale to tylko zakulisowe informacje. Obie strony doszły do porozumienia - zarówno klub, jak i zawodnik stwierdzili, że lepiej szukać innego scenariusza, bo ten niespecjalnie działa. Bez terminowych wypłat zawodnik nie jest w stanie zaistnieć? Zawodnik musi mieć płynność finansową czyli wypłaty zgodnie z terminami zawartymi w kontrakcie. Zawodnicy w zdecydowanej większości prowadzą działalności gospodarcze, które mają swoje bieżące koszty. Zakup i serwis sprzętu, mechanicy, hotele, transport, ubezpieczenia, itd. Sami pokrywają te koszty. Pamiętajmy, że żużlowcy umawiają się z tunerami, z różnymi dystrybutorami części, którzy też oczekują rzetelności w płatnościach od zawodników. Mówią im, że odbiorą zamówienie i zapłacą, a później muszą tłumaczyć, że np. klub jeszcze nie wypłacił. Wtedy już trzeba liczyć na dobrą wolę tunera czy dostawcy sprzętu i zaufanie, że wszystko będzie uregulowane. Wtedy mamy do czynienia ze skredytowaniem zawodnika, np. przez tunera. Sam miałem taką sytuację, że sprzęt był zamówiony, ale go nie mogłem odebrać, bo czekałem na zaległe płatności. Musiałem więc później brać to co było w zasięgu, żeby w ogóle zbudować motocykle. Kiedy najlepiej otrzymać pieniądze, by jak najlepiej przygotować się do sezonu? Wiadomo, że bardzo ważny jest moment przed sezonem, aby w 100 procentach wszystko przygotować. Jeśli wówczas terminy nie są dotrzymywane, pojawiają się problemy. Kluby różnie umawiają się z zawodnikami, każda umowa może mieć charakter indywidualny. Ważne jest, aby zawodnik mógł realizować to, co ma zaplanowane zgodnie z terminami, które ma zapisane w umowie. Wtedy można solidnie wszystko przygotować. Jeśli to nie funkcjonuje, plan zawodnika na dobre wejście w sezon może zacząć się "sypać" i zaczyna być kompletnie zdezorganizowany. Może ucierpieć poziom sportowy i źle działa, choćby na psychikę A pana zdaniem obroniła się decyzja o dołączeniu Jacka Rempały do sztabu szkoleniowego? Trudno tutaj dostrzec istotne zmiany. To bardziej kosmetyczna korekta. A czy przyniosła skutki? Wszyscy potrafią to sami ocenić. Rewolucji nie było, a Unia wylądowała w 2 lidze. Ale warto wspomnieć, że postawa naszych tarnowskich zawodników i młodzieży w końcówce była lepsza. Pokazali, że przy lepszym sprzęcie potrafią się ścigać. Oby zaowocowało to dla Unii, a nie innych klubów. Co w takim wypadku zrobić z Arturem Mroczką, który chciałby być tarnowskim Leigh Adamsem? Artur w tym roku trochę ze sobą walczył, nie ma co tego ukrywać. To prawda, że w ostatnim meczu miał przebłyski i pojechał ładnie, ale więcej się po nim spodziewałem. W każdym przypadku czegoś brakowało. Spójrzmy na Iversena - on tak naprawdę pojechał jeden mecz. Można to jednak tłumaczyć, że kontuzje mocno mu przeszkodziły. Tungate też jechał bardzo w kratkę. Mówiło się, że przyczyną może być brak płynności finansowej. Na pewno nie był to zawodnik, którego znaliśmy z sezonu 2020, kiedy jeździł bardzo dobrze. W tym sezonie głównie przywoził punkty na swoich, albo miał małe przebłyski. Był nie do poznania. Po myśli Australijczyka potoczyły się chyba tylko dwa spotkania. W ogóle nie o to chodziło. Jego jazdy w Tarnowie w żadnym stopniu nie można porównać do tego, co wyczyniał rok wcześniej w Orle Łódź. Dwóch różnych zawodników. Zawiodły także pozostałe elementy, czyli chośby młody Szwed Woentin. Wszystko to było słabe, nic nie działało. Taka składowa różnych elementów - organizacyjnych, braku sportowego zacięcia i tej do końca nieokreślonej atmosfery dotyczącej finansów. Doszły jeszcze kontuzje - i ku naszemu zaskoczeniu - Unia wylądowała tam, gdzie wylądowała. To koniec Iversena i Tungate'a w Tarnowie? Trzeba sobie powiedzieć wprost - 2. Liga Żużlowa to zawsze inne warunki finansowe, będą słabsze niż w eWinner 1. Lidze. Czy tacy zawodnicy zgodzą się na jazdę za drugoligowe stawki? To już do nich pytanie. Moim zdaniem trudno będzie zatrzymać zawodników takiego pokroju. Stąd moja sugestia, by spojrzeć na wyniki obcokrajowców z najniższej klasy rozgrywkowej. Na tym szczeblu sprawdzają się Thorssell oraz Huckenbeck. Bardzo ładnie uzupełniliby tarnowski fundament zbudowany na wychowankach. Lampart i Bober też do odstawki? Rola wychowanków jest bardzo istotna i cenna. Dlatego ja skupiłem się na tym kierunku. Jeśli zaczniemy liczyć miejsca w składzie, to zaraz nam ich zabraknie. Mamy Rolnickiego, Kozę, Świercza, dwóch obcokrajowców. Ktoś musi odpaść. Te nazwiska musiałyby pojawić się kosztem wychowanków. Ja wolę swoich zawodników. Pamiętajmy jeszcze o jednej istotnej kwestii - "swój" wychowanek przeważnie potrafi zaakceptować słabsze warunki finansowe. Zna pan nowych członków Rady Nadzorczej Unii? Znam, poza jednym. Wielokrotnie miałem okazję z nimi rozmawiać. Nasze środowisko mocno się przenika, w różnych sferach. Jest też nowy przewodniczący rady nadzorczej. "Docierają" się, mam więc nadzieję, że coś konstruktywnego z tego wyjdzie. Wiem, że są w trakcie wielu ustaleń. Konkurs na prezesa rozpisano, ale jeszcze chyba nie został zakończony. W ostatnich dniach rozmawiałem z jednym z działaczy, jesteśmy umówieni na kolejne spotkanie. Czyli rozumiem, że jest pan chętny pomagać tarnowskiemu klubowi. Cały czas staram się pomagać spółce. Jak tylko mam szansę, to z chęcią to robię. Kiedyś jeden z prezesów Grupy Azoty, który sporo dobrego zrobił dla Unii, gdy zobaczył mnie po raz kolejny w drzwiach swojego gabinetu, upewniał się, "ale dziś już o żużlu nie rozmawiamy?" Miał już dość moich monitów ws. tarnowskiego żużla. Bo zawsze robię wszystko, by wspierać sport, który jest duma tarnowian i mieszkańców regionu. Wsparcie jest i nadal będzie?Niedawno, podczas jednego ze spotkań deklarowałem, że jeśli tylko będę mógł pomóc, to jestem do dyspozycji. Przez wiele lat funkcjonuję w tym sporcie. Wychowałem się na żużlu jako syn aktywnego wtedy żużlowca Mariana Wardzały. Od dziecka żużel jest mi bardzo bliski. Jeszcze na koniec zapytam, czy nie rozważał pan zgłoszenia swojej kandydatury na stanowisko prezesa, bo dlaczego nie?Nigdy nie planowałem pełnić takiej funkcji w klubie. Mam swoje zajęcia, zarządzam poważną firmą w Tarnowie. Mogę dodać, że na terenach administrowanych przez nią funkcjonuje 80 firm, które w sumie zatrudniają ponad 1700 osób. Ale wyznaję zasadę "nigdy nie mów nigdy". Żużel to moja pasja, obecnie realizuję ją jako ekspert w Canal+, a także wydawca portalu żużlowego. Łączę przyjemne z pożytecznym. Cały czas mam kontakt z tym środowiskiem, nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. To miłe uczucie, gdy praca jest też pasją, w końcu chyba nic przyjemniejszego człowieka spotkać nie może.