Po porażce za trzy punkty w Łodzi, wydawało się, że nie ma większych szans na awans do play-off, który przecież na sezon 2021 był celem minimum. Zespół Abramczyk Polonii na papierze wyglądał bardzo solidnie, mając takich żużlowców jak rozważani w PGE Ekstralidze Andreas Lyager czy Grzegorz Zengota, rok po roku podnoszący swój poziom sportowy David Bellego czy odkrycie sezonu 2020 - Wadim Tarasienko. Pierwsza część rozgrywek udana dla klubu jednak nie była i zdarzyły się mecze, które - wiele na to wskazywało - przekreślą szansę na walkę o awans. Mowa tu zwłaszcza o porażce na domowym torze z ROW-em Rybnik, a także wysokiej przegranej w Krośnie. Pieczęć na tym wszystkim miało postawić fatalne spotkanie w Łodzi, gdzie Polonia nie tylko uległa, ale także w kiepskim stylu straciła punkt bonusowy. Od tego momentu jednak drużyna przeszła niesamowitą przemianę. Aby przedłużyć nadzieje na czołową czwórkę, należało na początek pokonać u siebie Zdunek Wybrzeże Gdańsk, najlepiej zgarniając przy okazji bonusa. Poloniści zdemolowali wręcz rywala, a spotkanie momentami wyglądało jak starcie profesjonalistów z zespołem amatorów. Na ścięcie do Bydgoszczy jechał także Aforti Start, który nie mając już szans na play-offy oraz będąc niezagrożonym spadkiem, de facto wybierał się na mecz półtowarzyski. Efekt? Kolejny pogrom w wykonaniu Polonii. To jednak nie był koniec. W minioną sobotę w Tarnowie, drużyna Jerzego Kanclerza tylko odbierając po jednym biegu seniorom pozwoliła gospodarzom uratować resztki honoru, bowiem przy maksymalnym nakładzie sił, pewnie skończyłoby się siódemką z przodu u przyjezdnych. Tylko prezes nie odleciał Patrząc na komentarze bydgoskiego środowiska, jakie pojawiają się w mediach społecznościowych od kilku dni, kibice oraz osoby związane z żużlem w tym mieście, w zasadzie czują się już, jak w PGE Ekstralidze. Snują plany, kogo trzeba wymienić, kogo kupić, jak w konfrontacji z najlepszymi poradzi sobie kapitalny Wiktor Przyjemski. Nie wyobrażają sobie braku awansu, wielu mówi wręcz o tym, że Abramczyk Polonia do końca sezonu nie przegra meczu, bo jedzie w końcu w najsilniejszym składzie. To częściowo prawda, ale fakty są takie, że gdy brakowało niektórych zawodników, to inni też jeździli słabo i stąd brały się kiepskie wyniki. Wraz z powrotem liderów, w resztę wstąpił nowy duch. Bardzo spokojnie do tematu awansu już w tym roku podchodzi jedynie prezes klubu, Jerzy Kanclerz. Jako jedyny tak naprawdę tonuje nastroje, mówiąc że to tylko sport i wszystko jeszcze może się zdarzyć. Ma rację, bo choć forma jego ekipy jest obecnie kapitalna, jedna kontuzja może pokrzyżować wszelkie plany. Kanclerz ma także w pamięci to, że pycha kroczy przed upadkiem i widział to na własne oczy jesienią 2019 roku, kiedy to do Bydgoszczy na rewanżowy mecz finału 2. Ligi Żużlowej przyjechał PSŻ Poznań, mający niemal 30-punktową zaliczkę z pierwszego spotkania. Goście zastanawiali się wyłącznie nad tym, kiedy będą mogli otworzyć specjalnie zamówione szampany, a jak się skończyło, wszyscy wiemy. To dla bydgoszczan powinna być przestroga.