Przypomnijmy, że w marcu chodziło o sytuacje z Gniezna, Tarnowa i Bydgoszczy. W Internecie pojawiły się zdjęcia, na których osoby obecne na treningach tych drużyn były bez maseczek. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ich noszenie jest obowiązkowe dla wszystkich osób uczestniczących w treningach i zawodach. Oglądając te materiały można było odnieść wrażenie, że pojawiły się one w Internecie przez niedopatrzenie. Tak było, np. w Tarnowie, gdzie osoby bez lub z niewłaściwie założonymi maseczkami były na zdjęciach gdzieś w tle lub w Bydgoszczy, gdzie zdjęcia po kilkunastu godzinach zostały usunięte z Facebooka. Wydawało się więc, że przy wpadkach kilku drużyn przy okazji treningów, kluby wyciągną wnioski i dopilnują, żeby w trakcie meczów ligowych, przy wszechobecnych kamerach, nie było żadnych uchybień. I tak raczej było - czasem komuś gdzieś maseczka odstawała, czasem komuś osunęła się pod nos, ale gdy tylko ta osoba orientowała się, że jest na wizji, poprawiała maskę. Generalnie, była lepsza lub gorsza dyscyplina. Trochę inaczej było jednak podczas poniedziałkowego meczu Abramczyk Polonia Bydgoszcz - Unia Tarnów. Po sytuacji przy okazji kraksy w biegu drugim - o której za chwilę - postanowiliśmy bardzo dokładnie przeanalizować cały przekaz telewizyjny oraz materiał wideo miejscowej telewizji klubowej. Doliczyliśmy się trzydziestu dwóch (sic!) naruszeń regulaminu sanitarnego. Uciśnione bydgoskie nosy Większość tych przypadków, bo osiemnaście z trzydziestu dwóch, dotyczy pozornie niegroźnego procederu, czyli noszenia maseczki poniżej nosa. Poza kwestią regulaminową - bo żużlowe prawo jasno stanowi, że maseczki muszą być ubrane w taki sposób, by szczelnie zasłaniać usta i nos - pozostaje jeszcze kwestia zdrowotna. Badania z czerwca ubiegłego roku, przeprowadzone na Uniwersytecie Północnej Karoliny, ostrzegają, że to właśnie nos odgrywa dominującą rolę przy transmisji wirusa. Zgodnie z tym, co napisali badacze, to w nosie osoba zakażona ma najwięcej wirusa i jego cząstki właśnie z tego miejsca, spośród wszystkich części układu oddechowego, są najbardziej zaraźliwe. W sytuacji, w której badacze wciąż nie mają stuprocentowej pewności co do ozdrowieńców i osób zaszczepionych, czy mogą one zakażać innych, czy nie, maseczki powinny być założone w sposób prawidłowy na twarzy każdej z osób bez wyjątku - tak zresztą mówi regulamin. Tymczasem w Bydgoszczy, dzięki materiałowi przygotowanemu przez klubową telewizję, maseczkę poniżej nosa widzieliśmy: dwukrotnie u trenera Lecha Kędziory, dwukrotnie u Grzegorza Zengoty, trzykrotnie u Davida Bellego i raz u lekarza, który udzielał pomocy Mateuszowi Błażykowskiemu. Tego typu obrazki widzieliśmy też w transmisji przeprowadzonej przez nSport+: dwukrotnie z nosem na wierzchu widoczny był Przemysław Kanclerz, dyrektor marketingu Abramczyk Polonii, prywatnie syn prezesa Jerzego Kanclerza, a ośmiokrotnie mężczyzna otwierający bramę do zjazdu z toru do parku maszyn. Nieodpowiedzialna postawa medyków W Bydgoszczy byliśmy też świadkami chyba najbardziej szokującego przykładu łamania postanowień regulaminu sanitarnego. W biegu drugim doszło do wypadku, w wyniku którego na tor upadł Mateusz Błażykowski. Przy zawodniku bardzo szybko pojawiło się dwóch medyków, którzy - uwaga - nie mieli założonych maseczek! Regulamin w zakresie medyków jest mniej precyzyjny, gdyż jedynie "zaleca maseczki FFP2/N95", a główne zasady mają określać "wytyczne dla ratownictwa medycznego w czasie stanu epidemii". Na stronie Ministerstwa Zdrowia znaleźliśmy dwa dokumenty, dotyczące ratownictwa medycznego, które mogą być pomocne w tym zakresie: jeden o rekomendowanych rodzajach środków ochrony osobistej przy kontakcie z pacjentem z podejrzeniem lub rozpoznaniem zakażenia SARS-CoV-2, a drugi o sposobie postępowania z pacjentem z prawdopodobnym lub potwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2. Zakładając, że zawodnicy przystępują do meczów z negatywnymi wynikami testów na obecność koronawirusa, żaden z tych dokumentów nie znajduje zastosowania, bo gdyby zawodnicy byli zakażeni lub podejrzewano by u nich zakażenie, nie mogliby oni brać udziału w meczu. Dlatego pozostaje zalecenie PZM dotyczące masek FFP2. W Bydgoszczy musieli o nim chwilowo zapomnieć, bo obaj medycy pojawili się przy Błażykowskim bez jakichkolwiek środków ochrony osobistej. Przypomnieli sobie o nim, gdy odprowadzali zawodnika Abramczyk Polonii do parku maszyn - obaj medycy założyli maseczki. Niestety nie były to maseczki FFP2, a na dodatek u jednego z nich maseczka zsunęła się z nosa, co pokazała klubowa telewizja. Jedna sytuacja, pięć naruszeń regulaminu. Kolejne cztery wykroczenia też możemy zapisać na konto medyków, ale już nie tych, którzy pracowali na torze. W trakcie jednej z przerw, kamery nSport+ pokazały sektor, w którym znajdowali się ratownicy, prawdopodobnie będący członkami załóg karetek. Widocznych było pięciu mężczyzn (szósty był zasłonięty). Aż jeden z nich miał założoną maseczkę FFP2! Dużo lepiej wygląda statystyka, jeśli chodzi o korzystanie z okularów przeciwsłonecznych w tym gronie - z widocznej piątki, miała je trójka. Brak maseczek u innych Ostatnie sześć sytuacji, w których nie uszanowano regulaminu sanitarnego dotyczy braku założonych maseczek. Kamery nSport+, w przerwach między biegami, uchwyciły bez maski raz Grzegorza Zengotę i raz Andreasa Lyagera, który chronił za pomocą maski swoją brodę (miał ją zsuniętą z twarzy). Ponadto, mogliśmy obserwować piękne bydgoskie podprowadzające, wysyłające buziaki do telewidzów i uśmiechające się do nich szeroko. Niestety tylko jedna z nich miała w tamtym momencie założoną maseczkę, choć są do tego zobowiązane wszystkie. Łamanie regulaminu sanitarnego jest zagrożeniem dla ligi To wszystkie przypadki, które udało nam się wychwycić w trakcie transmisji i w materiale klubowej telewizji - było ich 32. Ile więcej miało miejsce tam, gdzie nie zaglądały kamery? Jeśli tak wiele naruszeń dotyczy tak podstawowej kwestii, jak maseczki, to jak wygląda poszanowanie dla bardziej szczegółowych zapisów regulaminu, jak, np. wyposażenie wszystkich pomieszczeń używanych w trakcie meczu w pojemniki z płynem dezynfekującym? Najbardziej dziwi w tym wszystkim fakt, że w przypadku fali zakażeń wśród żużlowców lub jakiegoś klubowego ogniska zakażeń, największą cenę poniosą właśnie kluby i zawodnicy, którzy nie będą mogli rozgrywać meczów. Ewentualne szkody, które mogą z tego wyniknąć w dłuższej perspektywie, jak, np. potencjalne problemy w relacjach ligi ze sponsorami, czy telewizją, też najbardziej uderzą w kluby i zawodników. Dlaczego więc nie ma woli by respektować postanowienia regulaminu sanitarnego? Rozmawialiśmy w tej sprawie z prezesem Abramczyk Polonii Bydgoszcz, Jerzym Kanclerzem. Nie chciał on komentować tej sprawy, ponieważ uznał - zresztą nie bez racji - że jeśli doszło do złamania regulaminu i są na to dowody, to jego komentarz niczego nie zmieni. Kontaktowaliśmy się również z Główną Komisją Sportu Żużlowego. Z udzielonych nam informacji wynika, że rozpoczyna ona działania związane z wcześniejszymi przypadkami łamania regulaminu sanitarnego. Podobnie jak w poprzednim sezonie, jeśli GKSŻ odnotuje sytuacje, w których doszło do złamania przepisów, będzie nakładać kary. Piotr Kaczorek Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź