Piotr Kaczorek, Interia: Zanim przejdę do tegorocznych rozgrywek, chciałbym pana zapytać - dlaczego został pan w Gnieźnie? Miał pan oferty z klubów PGE Ekstraligi i patrząc na wyniki zawodników U24, mógłby pan być jednym z lepszych żużlowców z tej kategorii. Frederik Jakobsen, zawodnik Aforti Startu Gniezno: Tak, nie mam wątpliwości, że mógłbym być dobrym zawodnikiem U24 w Ekstralidze, ale moja decyzja odnośnie pozostania w Gnieźnie bardziej była spowodowana sprawami osobistymi, niż wynikami na torze. Wiele rzeczy wydarzyło się w moim życiu w poprzednim roku, dlatego chciałem wszystko zostawić po staremu i po prostu dalej się rozwijać dużo jeżdżąc. Zaczął pan sezon bardzo dobrze w Tarnowie i później w Gnieźnie, w meczu przeciwko Wybrzeżu. W obu spotkaniach jechał pan bardzo dobrze w pierwszej połowie meczu, jednak później wyglądało to tak, jakby stracił pan prędkość. Czy tak faktycznie było? Dlaczego tak zmieniała się pana dyspozycja w trakcie meczu? Nie wydaje mi się, żeby to było w jakiś sposób powiązane. W Tarnowie miałem wypadek w moim trzecim starcie, który spowodował duży ból szyi. Dalej z nim jechałem i udało mi się nawet zdobyć ważny punkt dla drużyny w moim ostatnim biegu. W Gnieźnie po prostu przegrałem dwa ostatnie starty i po rozpoczęciu się opadów deszczu, było bardzo trudno wyprzedzać na dystansie. Mecz przeciwko Wilkom Krosno był dobry dla pana, ale zły dla zespołu. Pytam pana jako najlepszego zawodnika Startu w tym spotkaniu - co było powodem, dla którego większość zawodników Startu miała problemy? Tak, to był trudny dzień dla zespołu i tak jak każdy mówił, tor był zdecydowanie inny niż zazwyczaj. Nie przeszkadza mi tego typu tor, bo lubię zmęczyć się na motocyklu, ale być może reszta chłopaków potrzebuje stuprocentowej pewności przy wjeżdżaniu w łuk. Być może tego zabrakło. Jak wyglądała sytuacja z torem? Wyglądało to tak, jakby był pan - tak jak i cały zespół - pogubiony. Dla przykładu, próbował pan jazdy po zewnętrznej, jak ma pan to w zwyczaju w Gnieźnie, ale efekt był taki, że był pan wyprzedzany od wewnętrznej. Zmienił pan strategię i wówczas był pan wyprzedzany po zewnętrznej. Co się stało, że aż tak się męczyliście? Zazwyczaj nie ma w Gnieźnie zbyt wielu szybkich ścieżek po wewnętrznej, ale tego dnia było bardzo dużo małych kolein. Było tak na obu łukach. Spowodowało to dużo wypadków, ale jeśli w nie odpowiednio wjechałeś, dostawałeś bardzo dużego przyspieszenia. Tak zrobił choćby Tobiasz Musielak, gdy mnie wyprzedził. W kolejnych dwóch meczach w Rybniku i w Ostrowie zdobył pan odpowiednio 0 i 1 w pierwszych startach, później zdobywał pan same dwójki. Nie udało się panu wygrać biegu - dlaczego? W obu meczach wyglądał pan na szybkiego. Problemem były starty czy coś innego? Tak, miałem problem ze startami. W Ostrowie czułem się naprawdę bardzo szybki i czułem, że wykorzystuję każdy centymetr toru, żeby wyprzedzać i nabierać jeszcze większej prędkości, ale zawodnicy w lidze są w tym roku naprawdę dobrzy. Nie zawsze jest łatwo wyprzedzać po przegranych startach. W Rybniku - przeciwko raczej silniejszemu zespołowi - Start prezentował się lepiej niż dzień później w Ostrowie. Skąd taka zmiana w postawie zespołu dzień po dniu? Ciężko powiedzieć. Tory były całkiem podobne, chociaż w Rybniku było trochę bardziej przyczepnie. W meczu z ROW-em wszyscy seniorzy zdobywali ważne punkty, ale w Ostrowie zbyt wiele razy straciliśmy pozycje w kilku biegach. Przegraliśmy wysoko, bo być może nie jechaliśmy wystarczająco twardo. Sześć meczów za wami, po drodze przytrafiła się wam seria trzech porażek. Cel na ten sezon się zmienia? Jaki on teraz jest? Cel jest zawsze taki sam - utrzymać zwycięską mentalność i walczyć o każdą wygraną, w każdym pojedynczym meczu. To powinno nam pozwolić zajść daleko. Wciąż wierzę, że stać nas na walkę o najwyższe cele. Rozmawiał Piotr Kaczorek Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź