Są rzeczy ważne i ważniejsze We wrześniu 2020 Polonia jechała bardzo ważny w kontekście walki o utrzymanie mecz w Gdańsku. Gdy jeszcze była szansa na uratowanie wyniku (gospodarze prowadzili tylko kilkoma punktami), prowadzący wówczas zespół Jerzy Kanclerz wraz z synem Przemysławem wyszli w trakcie spotkania i polecieli na Grand Prix do Gorzowa. Musieli tak zrobić, bo inaczej by nie zdążyli. Drużyna zostawiona pod opieką jedynie kierownika drużyny przegrała, zmniejszając szansę na utrzymanie do minimum (choć ostatecznie uratowała ligowy byt). Wylała się wówczas ogromna fala krytyki ze strony kibiców Polonii, którzy wytykali Kanclerzom olewanie drużyny i stawianie GP na pierwszym miejscu. Tamta historia niczego jednak ich nie nauczyła. Znowu bowiem wystawili się na ostre reakcje kibiców, które można przeczytać w mediach społecznościowych. Tym razem główne zarzuty padają w kierunku Krzysztofa Kanclerza, menedżera drużyny, który zamiast do ostatnich chwil przygotowywać drużynę do meczu sezonu, pojechał na GP wraz ze swoim ojcem i bratem. Tam świętowali 250. turniej zaliczony przez właściciela Polonii, a o drużynie przypomnieli sobie w niedzielny poranek. Kibice mają już dość błędów Co prawda w Ostrowie Krzysztof Kanclerz nie zjawił się na ostatnią chwilę, ale zapewne po weekendzie w Malilli zbyt wypoczęty nie był. To przyczyniło się do kolejnych błędów taktycznych, które popełnił i które dostrzegli kibice. Już wcześniej bowiem fani Polonii zarzucali sztabowi złe rozgrywanie spotkań od strony taktycznej. Tym razem pytano przede wszystkim, dlaczego w biegu siódmym puszczono bardzo słabego Nikodema Bartocha, a nie Wiktora Przyjemskiego. Kibice byli też wściekli za brak rozmowy wychowawczej z Andreasem Lyagerem, który niemal w każdym meczu blokuje partnerów na torze. - Najpierw to trzeba zatrudnić prawdziwego menedżera, znającego realia i szybko reagującego na przebieg spotkania. Z całym szacunkiem, ale tutaj trzeba fachowca, a nie syna właściciela, który u boku ma trenera tylko na przystawkę - czytamy w komentarzach na facebookowym profilu Polonii. - Dziwne jest to, że kilku sponsorów odeszło z klubu. Nie ma tez paru osób, które budowały ten klub od zera. Czym to jest spowodowane? Coś tutaj nie gra. Ta atmosfera jest chyba pudrowana. Chciałbym się mylić - piszą kibice. GKM wzorem Zwróćmy uwagę, jak do meczu o życie szykują się w Grudziądzu. Codziennie są tam organizowane treningi, a zawodnicy będą się ścigać aż do samej soboty, tak aby na niedzielę być w stu procentach zgranym i gotowym teamem. Oni też muszą wygrać, podobnie jak Polonia. Jedyna różnica jest taka, że bydgoszczanie jechali z Arged Malesą, a GKM zmierzy się z Eltrox Włókniarzem. Gołym okiem jednak już widać różnicę w podejściu do najważniejszego spotkania sezonu w obu tych klubach. Zapewne nikt do Krzysztofa Kanclerza pretensji by nie miał, gdyby nie katastrofalna postawa żużlowców Polonii w Ostrowie. Od początku meczu byli z łatwością objeżdżani przez miejscowych i trudno tak naprawdę wskazać jakikolwiek udany bieg w wykonaniu przyjezdnych. Drużyna tak łatwo oddająca mecz o wszystko i menedżer spędzający najważniejsze godziny przed tymże meczem na zabawie - to nie wygląda zbyt dobrze. Jeśli do tego dodamy niewspółpracujących ze sobą na torze zawodników, dochodzimy do wniosku, że w Bydgoszczy musi dojść do dużych zmian, jeśli obietnica o jeździe Polonii w PGE Ekstralidze najpóźniej w 2023 roku ma być dotrzymana.