- Już zimą bardzo pozytywnie oceniałem pracę w tym klubie. Chodzi nie tylko o budowanie zespołu po awansie, ale też o działania infrastrukturalne na stadionie i zaangażowanie Miasta. Klub działa profesjonalnie. Fajnie to wyglądało, jednak jestem bardzo miło zaskoczony aż tak wysokim miejscem Cellfast Wilków, choć już przed sezonem ten skład był ciekawy. Po pierwszym meczu dokonano dwóch potężnych wzmocnień. Działacze szybko zareagowali, szczególnie Tobiasz Musielak był motorem napędowym - mówi nam Wojciech Dankiewicz. Granat w szatni? Po pierwszym meczu sezonu miejsce w składzie stracili dwaj doświadczeni żużlowcy - Peter Ljung i Daniel Jeleniewski. Ten drugi poźniej dostał jeszcze szansę, ale finalnie wypożyczono go do Abramczyk Polonii. - Szczerze? Po meczu w Rybniku byłem sceptycznie nastawiony. Ja osobiście nie chciałbym jakiegoś granata w szatni. Granat jednak nie wybuchł w ręce, tylko był takim fajnym kolorowym konfetti. Są w finale, mają szansę na awans. Teraz pytanie, co dalej - zastanawia się nasz ekspert. W grze o PGE Ekstraligę pozostała jeszcze Arged Malesa Ostrów. - Zarówno krośnianie, jak i ostrowianie po awansie będą mieli problem. Będzie to bardzo ciekawy dwumecz. Pojawia się pytanie, kto ma większy apetyt na to, żeby być w PGE Ekstralidze. Podejrzewam jednak, że rośnie on w miarę jedzenia i zespoły chcą awansować. Doskonale wiemy, że stadion w Krośnie wymaga jeszcze prac, na razie nie pasuje do najwyższej klasy rozgrywkowej, ale jest wsparcie Miasta, niedawno pojawiło się oświetlenie - kontynuuje Dankiewicz. Wciąż wiele jest do zrobienia. - Troszeczkę martwi pojemność trybun, ale pewnych rzeczy od razu nie przeskoczymy. Widzieliśmy, z jakimi problemami do dzisiaj boryka się Motor Lublin, który pojedzie w finale PGE Ekstraligi. Byłoby najlepiej, gdyby stadion w Lublinie byłby trzy razy większy. Niełatwo będzie beniaminkowi, nie tylko z powodów typowo sportowych, ale też infrastrukturalnych. Co zrobić? Jeśli powiedziało się "A", trzeba powiedzieć "B" - dodaje. Trafione wzmocnienia Prezes Grzegorz Leśniak trzymał rękę na pulsie i dokonywał wzmocnień, jeśli tylko było to potrzebne. - Wszystkie ruchy okazały się trafione, naprawdę były bardzo dobre. Jan Kvech nie miał za dużo okazji do zaprezentowania się, bo doznał kontuzji. Dla mnie pechowo rozwija się jego kariera, przecież dwa lata spędził na ławce w Falubazie. Teraz, kiedy dostał szansę, uległ kontuzji. Cały czas jest perspektywicznym zawodnikiem. Wskakując do składu jak Filip z konopi pokazał, że potrafi jechać. Działania prezesa, całego zarządu i sztabu szkoleniowego oceniam pozytywnie - zaznacza Dankiewicz. Przed startem rozgrywek mogło się wydawać, że krośnianie będą mieli problem z powodu słabej formacji juniorskiej. Przy tak wyrównanej eWinner 1. Lidze mógłby to być kłopot. - Dużo drużyn borykało się z problemami w formacji juniorskiej, wyjątkiem byli ostrowianie. Krośnianie upolowali to, co brzydko mówiąc zostało na rynku. Zakontraktowali jednak doskonałych seniorów, którzy załatali dziurę, stąd ich udział w finale - podsumowuje były żużlowy menedżer.