Takiego wieczoru lubelski żużel jeszcze nie miał. Po raz pierwszy na stadion przy Alejach Zygmuntowskich zjechała się światowa czołówka, by rozegrać jedną z rund cyklu Speedway Grand Prix. Ku zaskoczeniu większości ekspertów dziką kartę od organizatorów tej imprezy otrzymał nie Jarosław Hampel czy Wiktor Lampart, a Dominik Kubera - 22-letni wychowanek leszczyńskiej Unii, który do Motoru Lublin dołączył dopiero w kwietniu tego roku. Podopieczny Jacka Ziółkowskiego szybko udowodnił jednak niedowiarkom, że taki ruch nie był wyłącznie kurtuazją i już w pierwszym ze swych wyścigów zdobył 3 punkty przywożąc za plecami Leona Madsena. Co więcej, 22-latek rozkręcał się z biegu na bieg - a szczyt jego formy przypadł na gonitwę dzeiewiątą, w której triumfował nad Bartoszem Zmarzlikiem, Krzysztofem Kasprzakiem czy Maciejem Janowskim. Lublin kocha go jak swojego Nie dość, że lublinianie mają turniej Grand Prix w swoim mieście, to jeszcze własnego reprezentanta w półfinałach. Wielu kibiców Motoru jeszcze kilka lat temu nie spodziewało się zapewne, że dożyją kiedyś takiej chwili. Tym większy strach musiał wkraść się w ich oczy, gdy na wyjściu z pierwszego łuku czwartego okrążenia półfinałowego wyścigu Kuberę pociągnęło na przyczepnej nawierzchni i wpadł on w płot. Ostatecznie żużlowiec zdołał jednak wyjść z opresji i ostatkiem sił zamknąć Lindgrenowi ścieżkę przy krawężniku ostatniego wirażu, a tym samym awansować do wielkiego finału. W nim żadnych szans nie dał mu co prawda Zmarzlik, jednak faworyt miejscowej publiczności zajął na podium lokatę tuż przy boku 2-krotnego indywidualnego mistrza świata. Kiedy każdy z mieszkańców Lublina był już gotów przygarnąć go pod swój dach, a przynajmniej wydać mu za mąż córkę, Kubera wprawił ich w jeszcze większą euforię. Stojąc na murawie stadionu ogłosił, że nie zamierza zmieniać pracodawcy i w kolejnym sezonie także będzie reprezentował Motor. Trybuny eksplodowały! Tamtejszą drużynę czeka bowiem kluczowy rok - po tegorocznym debiucie w fazie play-off PGE Ekstraligi ich apetyt na sukces będzie jeszcze bardziej podrażniony, a kiedy celować w najwyższe cele, jeśli nie w ostatnim rozdziale juniorskiej kariery Wiktora Lamparta.