Piotr Pawlicki to taka niespełniona nadzieja polskiego żużla. Od lat juniorskich porównywany był do Bartosza Zmarzlika. Mówiło się, że talent ma nieprzeciętny, a może nawet większy niż obecny mistrz świata. Lata jednak mijały, a to Bartosz wyraźnie pozostawiał swojego rywala w tyle. Dziś już nie mówi się o porównaniach tych dwóch zawodników, bo Zmarzlik to zwyczajnie inna liga. Pawlicki pozostał daleko z tyłu, a w tym sezonie ma problemy z pokonywaniem nawet ligowych średniaków. Tak źle w jego przypadku nie było już dawno.Czarę goryczy przelał ostatni weekend, w którym żużlowiec pogrzebał swoje szanse na sukces w Indywidualnych Mistrzostwach Europy i Indywidualnych Mistrzostwach Polski. Ewentualny sukces mógłby zamazać kiepski obraz Pawlickiego w tym roku. Tak się jednak nie stało, a właściwie to po raz kolejny wyszło na to, że wielki talent znajduje się w poważnym kryzysie. Już teraz pojawiają się głosy, że idzie w ślady swojego starszego brata Przemysława, który błyszczał za czasów młodzieżowca, a dzisiaj prezentuje się na tyle słabo, że za rok może mieć problem z podpisaniem kontraktu w PGE Ekstralidze.- Piotr chyba ma jakiś problem sprzętowy. Wyniki, które osiąga są zdecydowanie poniżej jego możliwości - analizuje dla nas Rufin Sokołowski - były prezes Unii Leszno. - Z Piotrem jest tak, że za dużo jest przypadku w kwestii trafienia z ustawieniem sprzętu. Nie wiem, kim otacza się do dookoła, ale ewidentnie jest tutaj problem. Gdybym pracował w leszczyńskim klubie, to na pewno wziąłbym go do siebie na rozmowę. Kiedy byłem prezesem, miałem taki pokój zwierzeń, gdzie szczerze rozmawiałem sobie z zawodnikami i razem staraliśmy się znaleźć źródło problemów. - Dzisiaj Pawlicki potrzebuje zrobić rachunek sumienia. Spisać listę tych rzeczy, które nie działają i szukać poprawy. Ja wiem, że ciężko zarządza się takimi gwiazdami jak on, ale na pewno nie można zamykać się na autorytety, które mogą mu podpowiedzieć, co robi źle i jak te błędy poprawić. W Polsce jest tak, że jak ktoś parę lat jeździ na żużlu i odnosi sukcesy, to nie potrzebuje już nauki. Niemniej jednak problem sprzętowy jest u niego widoczny gołym okiem. Jeśli on nauczy się pracować ze sprzętem, to stać go na to, aby być nawet mistrzem świata - dodaje nasz ekspert.Być może zawodnikowi pomogłaby zmiana klubu, która wzbudziłaby w nim dodatkową energię i motywację. Innego zdania jest Sokołowski, który podkreśla, że to wcale nie rozwiązałoby problemu. - Moim zdaniem to nic mu nie da. To tylko pogłębiłoby jego problem i nie rozwiązało sytuacji. On ma w Lesznie komfortowe warunki, więc tutaj nie szukałbym problemu. Gdyby Pawlicki chciał zmieniać klub, to wyrządziłbym sobie jeszcze większą krzywdę - podkreśla.Z drugiej strony trudno nie odnieść wrażenia, że Pawlickiemu brakuje takiej mistrzowskiej mentalności, którą możemy zaobserwować choćby nawet w przypadku Zmarzlika. Często nie trzyma nerwów na wodzy, a poza tym ma zdolność do pakowania się w problemy. Dwa lata temu wyleciał z reprezentacji Polski za wysłanie L-4, które wzbudziło spore wątpliwości ówczesnego trenera Marka Cieślaka. Wcześniej stał na czele słynnego buntu podczas finału Złote Kasku w Pile. Niby może nie są to wielkie rzeczy, ale na pewno nie pozostały bez śladu na Pawlickim. Poza tym dodajmy, że Piotr bezskutecznie próbuje wrócić do cyklu Grand Prix, z którego wypadł w 2017 roku. W ostatnich latach był jednym z liderów Fogo Unii Leszno, ale w tym sezonie tego o nim powiedzieć nie można. Dużo lepiej radzą sobie Janusz Kołodziej, Emil Sajfutdinow oraz Jason Doyle.