Jeszcze do niedawna to byłoby nie do pomyślenia. Piotr Protasiewicz startujący poza PGE Ekstraligą. Doświadczony zawodnik być może nadal mógłby jeździć z najlepszymi, ale postanowił wesprzeć swój klub w walce o awans. Falubaz spadł, choć akurat Protasiewicz w większości spotkań robił swoje. Średnia 1,591 to oczywiście nie jest szczyt marzeń zawodnika czy działaczy, ale określone punkty co mecz przywoził. Już od kilku lat żużlowiec nie jeździ na poziomie, do którego wcześniej przyzwyczaił, nie ma biegopunktówki w okolicach 2,000, co przez wiele lat było jego znakiem rozpoznawczym. Swoje jednak już w żużlu zrobił i tak czy inaczej jest jednym z najlepszych Polaków w XXI wieku. Forma Protasiewicza załamała się w sezonie 2018. Zawodnika nie poznawali wówczas nawet jego najwierniejsi kibice. Nie był w stanie zapunktować, woził zera niemal notorycznie. W pamięci fanów z pewnością pozostała sytuacja po derbach w Gorzowie, kiedy to Piotr podszedł pod trybunę gości i bezradnie rozłożył ręce, mając niemal łzy w oczach. Kibice wsparli go głośnym dopingiem. W końcówce tamtego sezonu nieco się poprawił, ale i tak był to dla niego najgorszy rok od bardzo dawna. Mówiło się, że być może wpływ na jego psychikę miały spotkania z Tomaszem Gollobem, ale sam zawodnik stanowczo zaprzeczał. To może być znów ten Protasiewicz Między PGE Ekstraligą a eWinner 1. Ligą Żużlową jest przepaść sportowa i o tym nikogo przekonywać nie trzeba. Wielokrotnie gwiazdy zaplecza woziły ogony w elicie i odwrotnie - słabi żużlowcy z PGE Ekstraligi dominowali w niższej klasie rozgrywkowej. Protasiewicz potrafi robić dwucyfrówki nawet w najlepszej lidze świata, więc gdy przyjdzie mu zmierzyć się ze słabszymi rywalami, możemy znów ujrzeć Piotra, którego znamy sprzed lat. Czyli tego, który co tydzień przywozi kilkanaście punktów, a wpadki zdarzają mu się od święta. W końcu to jeden z najsolidniejszych i najbardziej stabilnych żużlowców, jacy pojawili się na polskich torach. Jedynym kłopotem dla żużlowca, który za rok skończy 47 lat, może być znajomość torów. Zapewne on sam nie pamięta, ile razy w ciągu ostatnich 15 lat jeździł choćby w Krośnie. Obiekty w Łodzi, Gdańsku czy Gnieźnie z pewnością też nie są tymi, na których wizytuje często. Jego potężne doświadczenie wiele tu da, ale niektóre rzeczy będzie musiał sobie przypomnieć. Jeśli pójdzie mu to płynnie, na koniec sezonu spokojnie może mieć taką średnią, jaką notował w najlepszych sezonach ekstraligowych.