Darcy Ward kontynuował rodzinną tradycję żużlową. Jego ojciec, George Ward, również był żużlowcem, choć nie odniósł takich światowych sukcesów jak jego syn. George był pierwszym mentorem Darcy'ego, który w wieku 17 lat, w 2009 roku, zdecydował się przyjechać do Polski. Tam dołączył do ówczesnego zespołu Unibax Toruń. Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi, a w sezonie 2009 prezes toruńskiego klubu, od samego początku pokładał ogromne nadzieje w Australijczyku. Decyzję o związaniu się kontraktem z Darcy'm Wardem poprzedziły pozytywne opinie innych wybitnych Australijczyków, takich jak Leigh Adams, Ryan Sullivan czy Chris Holder. Jego talent od razu eksplodował Talent Darcy'ego Warda szybko zyskał uznanie. W 2009 roku po raz pierwszy zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów, a podczas treningów zespołu toruńskiego potrafił pokonać liderów drużyny, korzystając nawet z mocno zużytego sprzętu. Mimo, że jego średnia biegowa w pierwszym i drugim sezonie w barwach Apatora nie była oszałamiająca, działacze klubu w Toruniu byli świadomi, że mają prawdziwy diament w swoim składzie, który trzeba oszlifować. W 2011 roku Darcy Ward został wypożyczony do gdańskiego Wybrzeża, a już w 2012 roku osiągnął w ekstralidze średnią biegową wynoszącą 1,989. Organizatorzy cyklu Grand Prix dostrzegli talent Warda i chcieli przyznać mu stałą dziką kartę na sezon 2012. Młody Australijczyk jednak odmówił udziału w Grand Prix, ponieważ w polskiej lidze obowiązywały limity zawodników uczestniczących w indywidualnych mistrzostwach świata. Rok później zgodził się na to wyróżnienie i w 2013 roku odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w pojedynczym turnieju w Kopenhadze. Lubił imprezować Wcześniej wspomniany diament trudno było oszlifować, bo Darcy Ward, jak to zresztą Australijczyk, lubił imprezować, a w Toruniu miał idealnego kompana do swoich wojaży, Chrisa Holdera, wspólnie tworząc eksplozywną kombinację. Na torze prezentowali się widowiskowo, ale nie brakowało także kontrowersyjnych momentów, o których nie wszyscy chcieliby pamiętać. Gdy w 2009 roku Falubaz Zielona Góra okazał się lepszy w dwumeczu finałowym, obaj Australijczycy nie wahali się demonstracyjnie pokazać swojego niezadowolenia w kierunku kibiców Falubazu, depcząc ich szalik. Choć ich temperament często dawał o sobie znać, niepodważalne było, że to przede wszystkim dwóch wybitnych zawodników. W 2012 roku miało miejsce wydarzenie, które w Toruniu stało się niezwykle spektakularne, wręcz legendarne. 23 września ekipa Chrisa Holdera i Darcy'ego Warda zremisowała 45:45 na Motoarenie z Unią Tarnów. Pomimo tego rezultatu, torunianom nie udało się awansować do wielkiego finału, a przepustkę zdobyli tarnowianie. Mimo to, zarówno Holder, jak i Ward mieli powody do radości. Holder zrobił znakomite wrażenie, zdobywając 15+1 punktów w sześciu startach. Drugim powodem były urodziny jednego z członków zespołu. Już wtedy krążyły opinie, że Australijczycy potrafią dobrze się bawić. W efekcie po imprezie w pomieszczeniach stadionu, zawodnicy postanowili... wyjechać na tor, w samych klapkach. W 2013 roku znowu zrobiło się głośno o Wardzie i Holderze, a w tle ponownie stał alkohol. Holder i Ward zostali oskarżeni o zakłócanie porządku w klubie "Stary Anioł" podczas osiemnastki. Menedżerka lokalu w rozmowie z "Nowościami" nie potwierdziła tej wersji, ale na zdjęciach widać było, jak panowie bawili się i spożywali alkohol z uczestnikami imprezy. Po opuszczeniu klubu udali się pod pomnik Mikołaja Kopernika, a nagrania z monitoringu ujawniły, że przyjaciel Holdera i Warda, Troy Batchelor osikał pomnik. Afera alkoholowa, zawieszenie i powrót na tor W sierpniu 2014 roku Darcy Ward otrzymał karę zawieszenia na 10 miesięcy po wykryciu alkoholu w jego organizmie przed zawodami Grand Prix w Daugavpils. Ward tłumaczył się z tego wybryku problemami rodzinnymi. Ostatecznie Australijczyk powrócił na tor w lipcu 2015 roku, dołączając do zespołu Falubazu Zielona Góra w Polsce, który wówczas potrzebował wsparcia. Australijczyk skutecznie reprezentował barwy zielonogórskiego zespołu, a w historii zapisano wydarzenie z meczu przeciwko Stali Gorzów, kiedy Ward spóźniony dotarł na stadion im. Edwarda Jancarza. Menedżer Falubazu, Jacek Frątczak podejmował wszelkie działania, aby opóźnić rozpoczęcie zawodów, umożliwiając Wardowi dotarcie na czas, na swój pierwszy start. Ta taktyka okazała się skuteczna, a Darcy Ward zdobył imponujące 20 punktów, jedynie raz... celowo ustępując Nielsowi Kristianowi Iversenowi. To były szachy taktyczne ze strony Frątczaka. Fatalny upadek 23 sierpnia 2015 roku odbył się mecz Falubazu Zielona Góra z GKM-em Grudziądz. Kluczowy okazał się ostatni wyścig, który był ostatnim nie tylko w tym meczu, ale w całym sezonie dla obu zespołów. Darcy Ward nie rozpoczął go doskonale, co zmusiło go do pogoni za Artiomiem Łagutą na dystansie. Niestety, pod koniec drugiego okrążenia Ward zetknął się z kołem Rosjanina, stracił kontrolę nad motocyklem i zderzył się z deskami. Dosłownie, gdyż uderzył w fragment ogrodzenia, który nie posiadał dmuchanej bandy. Z trybun, gdzie zasiadali "fanatyczni" kibice Falubazu, dobiegały okrzyki "Koniec kariery, ty k... koniec kariery", wynikające z wcześniejszego incydentu i deptania szalika Falubazu. Po tym, jak australijski zawodnik upadł, niezwłocznie został przewieziony do szpitala w Zielonej Górze, gdzie przeszedł kilkugodzinną operację. Niestety, stawiana diagnoza była bardzo niepomyślna. Zdiagnozowano przerwany rdzeń kręgowy, i mimo planowanych kolejnych zabiegów oraz potencjalnej rehabilitacji, lekarze byli przekonani, że Darcy Ward pozostanie na wózku inwalidzkim przez resztę życia. Następnego dnia po wypadku, kibice Falubazu zebrali się pod szpitalem w Zielonej Górze, aby wyrazić wsparcie dla Warda. Rehabilitacja nie przynosi zamierzonego efektu Proces rehabilitacji nie przynosi Wardowi praktycznie żadnych efektów. Oprócz wzmocnienia górnych kończyn ciała, cały dół ciała pozostaje sparaliżowany. Ręce Warda też nie są w idealnej kondycji, bo zawodnik nie jest w stanie nawet uścisnąć dłoni na przywitanie. Na szczęście Ward uniezależnił się od osób trzecich. Sam potrafi prowadzić samochód, wyjść z domu, spakować i rozpakować wózek inwalidzki. Ward praktycznie wszystko chce robić sam. Rodzina jest dla niego najważniejsza Wypadek Darcy'ego Warda zbliżył żużlowca i jego ówczesną dziewczynę, Lizzie Turner. Partnerka Australijczyka była przy zawodniku po upadku i pomagała mu w życiu codziennym. Para szybko stałą się narzeczeństwem, a następnie małżeństwem. Partnerka przyjęła nazwiska męża i jak sama mówi, ma do tej pory dreszcze, kiedy przychodzi korespondencja zaadresowana na panią Ward. Para ma obecnie dwójkę dzieci.