Było w historii speedwaya kilku słynnych zawodników, którzy w trakcie wyścigu non stop się oglądali i szukali partnera potrzebującego pomocy. Oczywiście mistrzem takich działań był zawsze Tomasz Gollob, który sztukę panowania nad motocyklem miał w małym palcu. Potrafił jedną ręką kierować, drugą pokazywać koledze którędy ma jechać, a gdyby miał trzecią, zapewne byłby w stanie jeszcze nią się ogolić. Zyskiwali na tym zawodnicy, zyskiwała drużyna. Gollob holował tak np. swojego brata, ale także juniorów w Tarnowie czy Bydgoszczy. Zapewne kibice do dziś pamiętają jego biegi choćby z Marcinem Rempałą, kiedy to tak zabezpieczał młodszego kolegę, że temu pozostawało tylko dojechać do mety. Przy okazji cały czas oglądał się za siebie, by kontrolować dystans dzielący go od bezsilnych, choć szybkich rywali. Oczywiście oglądanie się za siebie nie zawsze świadczy o chęci pomocy komukolwiek. Często jest dowodem słabości zawodnika. Jest bardzo duże grono ekspertów i samych żużlowców, twierdzących że pewny siebie człowiek nie patrzy do tyłu, tylko jedzie po swoje. Gdy ktoś nerwowo spogląda za plecy, ewidentnie daje do zrozumienia, że boi się o utratę pozycji. Takie obrazki widujemy jednak często. Kiedy ktoś dostrzeże rywala tuż za plecami, w zasadzie ogląda się już co chwilę. Rywal z kolei wie, że ma szansę. Wyczuwa zwątpienie, próbuje jeszcze bardziej docisnąć. Oprócz wzrokowego szukania przeciwnika, wielokrotnie jadący z przody słucha także dźwięku motocykli. Co jasne, im jest on intensywniejszy, tym bliżej ma rywala. Zdarzały się sytuacje, że za oglądanie się dany żużlowiec otrzymywał od sędziego ostrzeżenie. Wielu obecnych na stadionie kibiców zastanawiało się nad powodami takiej decyzji. Kiedy jednak spojrzymy na to chłodno, jest to jak najbardziej zrozumiałe. Nikt oczywiście nie podważa umiejętności żużlowca, który często prowadzi motocykl w sposób książkowy i w pełni nad nim panuje. Niemniej porównajmy sobie to do codziennych sytuacji, z którymi mamy styczność, np. jazda na rowerze. Nawet jednosekundowe spojrzenie za siebie może spowodować utratę kontroli nad sprzętem. Jeśli dodatkowo akurat w tym miejscu trafi się dziura lub nierówność, robi się kłopot. Podobnie jest na żużlu. Z tym, że przy prędkości 100 km/h i braku hamulców, ten kłopot jest nieco większy. Dzięki umiejętnej jeździe parą (a w jej skład wchodzi właśnie szukanie partnera na torze) obejrzeliśmy już w historii żużla wiele pięknych biegów. Mogliśmy i z pewnością jeszcze niejeden raz będziemy mogli pasjonować się współpracą zawodników, którzy rozumieją się bez słów i wspólnie jadą po dobry wynik drużyny. Warto jednak pamiętać o tym, by w przypadku oglądania się za siebie robić to z głową. Sytuacje utraty kontroli nie zdarzają się tylko juniorom, bowiem jeszcze jakiś czas temu upadki po części spowodowane obejrzeniem się za siebie miewał nawet Bartosz Zmarzlik, obecnie bezdyskusyjnie najlepszy zawodnik na świecie. Jeśli oprócz ruchu głową, żużlowiec zdejmie nogę z haka i wpadnie w dziurę, nieszczęście jest niemal murowane. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź