"No jak miałem pojechać z tego pola" czy "To chyba było oczywiste, że nie da się nic zrobić" - te popularne tłumaczenia słyszymy regularnie przy różnego typu zawodach, tak indywidualnych, jak i drużynowych. Część środowiska zgadza się z żużlowcami, ale inni z kolei krytykują ich za szukanie nieprofesjonalnych wymówek. Tak na dobrą sprawę jednak o tym, jak dane pole wpływa na szanse zawodnika w biegu, wie tylko ktoś, kto sam kiedyś jeździł, a teraz może sprawie przyjrzeć się na chłodno. - W zawodach indywidualnych ma to jakieś tam znaczenie, ale nie wydaje mi się, że aż takie duże, by przekreślić szanse jakiegoś zawodnika - tłumaczy Mirosław Kowalik. - Kiedyś faktycznie było tak, że tory promowały jazdę po zewnętrznej lub przy krawężniku i jak komuś nie przypasowało, to nawet dobry żużlowiec mógł mieć kłopoty. Obecnie jednak klasowy zawodnik poradzi sobie w każdych warunkach i nie zganiałbym wszystkiego na numer startowy. Takie tłumaczenia raczej zdarzają się w przypadku kogoś słabszego psychicznie - dodaje. Oprócz narzekania na niektóre numery startowe, da się usłyszeć także opinie dotyczące tego, że inne z kolei są wybitnie korzystne. Zawodnik, który dany numer otrzyma, jest zadowolony, bo ma jego zdaniem, prostą drogę do sukcesu. - Za moich czasów był pogląd, że jedynka, piątka i bodajże czternastka to te, które premiowały. One zaczynały z krawężnika, a kończyły pod bandą i to miało dawać uprzywilejowanie. Historia jednak to zweryfikowała i wielokrotnie przeczyła tej tezie. Wiele przecież zawsze zależy od warunków torowych i innych czynników. Choć oczywiście, zawodnicy mają swoje przekonania - słyszymy. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w lidze. Tutaj naprawdę da się kogoś pogrążyć złym numerem startowym. - Ja wiem, że wynik drużynowy jest najważniejszy. Trenerzy jednak w większości nie biorą pod uwagę tego, jak takie ustawienie może komuś uprzykrzyć życie. I potem jest bieg: trzech zawodników klasy światowej i młody Polak, który dopiero skończył wiek juniora, a jest na tyle dobry, że załapał się do składu. Przecież jest skazany na pożarcie, jadąc spod bandy. Nawet u siebie, a co dopiero na wyjeździe. Jest w lidze wiele takich przypadków, że można by światowej klasy żużlowca wystawić pod numerem 2/10, a on i tak sobie poradzi. Czekam, aż pojawi się ktoś, kto spróbuje takich manewrów i pomoże tym słabszym chłopakom - kończy Mirosław Kowalik. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź