Nie się ukryć, że żużel to nieco inna dyscyplina niż piłka nożna, tenis, siatkówka czy łyżwiarstwo. Raczej mało kto w swoim życiu choć raz nie biegał za piłką czy nie poszedł na lodowisko. Niewiele jest jednak osób, które miały okazję jechać motocyklem żużlowym, bo to raczej zabawa dla wybranych. Z tego też tytułu regularnie słychać słynne "nie jeździłeś, to się nie wypowiadaj". Najczęściej te słowa kierowane są w stronę krytykującego kibica, kiedy to sfrustrowanemu zawodnikowi nieco brakuje argumentów. Zdarza się też jednak, że taką opinię wygłasza żużlowiec w trakcie telewizyjnego wywiadu. Spójrzmy na prowadzących drużyny w PGE Ekstralidze. Piotr Baron, Stanisław Chomski, Piotr Żyto, Dariusz Śledź, Janusz Ślączka, Piotr Świderski i Tomasz Bajerski to byli żużlowcy. Jedynie Jacek Ziółkowski z Motoru Lublin nie ma doświadczenia zawodniczego. Wspomaga go jednak Maciej Kuciapa, były zawodnik. Sam Ziółkowski nie ma problemu z autorytetem i raczej nie słychać, by zawodnicy traktowali go niepoważnie. Dość dużo do powiedzenia ma jednak w klubie także prezes Jakub Kępa, a przed taką osobą zawodnicy mają respekt i być może to rodzaj parasola ochronnego dla Ziółkowskiego. Najnowsza historia żużla zna jednak więcej przypadków osób niebędących żużlowcami, a z powodzeniem funkcjonujących w środowisku i mających już doświadczenie menedżerskie: Jacek Frątczak, Sławomir Kryjom, Jerzy Kanclerz, Rafael Wojciechowski czy Michał Finfa. Każdy z nich prowadził minimum jedną drużynę i radził sobie całkiem nieźle. Kryjoma cenią nawet kluby zagraniczne - w sezonie 2021 poprowadzi niemieckie AC Landshut w pierwszym sezonie w polskiej lidze. Najciekawsza jest przygoda Kanclerza, który tak naprawdę jest jedynie kibicem żużla, a do dyscypliny wszedł głębiej dzięki znajomości z Tomaszem Gollobem. Powstaje pytanie, czy dla zawodnika ma znaczenie, kto udziela mu porad. Przecież nie zawsze trenerem musi być wybitny zawodnik, a często słaby zawodnik jest dobrym trenerem (przykłady Kazimierza Górskiego czy Łukasza Kruczka). Oczywiste, że lepiej słuchać porad utytułowanego człowieka niż kogoś, kto na żużlu spędził np. dwa sezony i przejechał 10 biegów. A już w ogóle łatwo zwątpić w sens słuchania porad od osoby, która nigdy nie siedziała na motocyklu. Zdarzają się pojedyncze sytuacje podważania autorytetu menedżera/trenera, ale raczej nie mają one związku z jego karierą zawodniczą lub jej brakiem. Inna sprawa, że naprawdę topowym żużlowcom trener tak na dobrą sprawę nie jest potrzebny. Oni sami wiedzą, co mają zrobić, a prowadzącemu zespół powierza się rolę zbudowania składu i umiejętnego operowania nim w trakcie meczu. Choć są zawodnicy ze światowej czołówki, bezgraniczne ufający danemu trenerowi. Martin Vaculik nie ukrywa, że uwielbia Marka Cieślaka, który jest dla niego bogiem żużla. Współpracę z Cieślakiem zresztą chwali znacznie więcej zawodników. To jego osoba wielokrotnie zaważyła na podpisaniu kontraktu w danym klubie przez jakiegoś żużlowca. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź