Wraca temat opon. Ekstraliga zaprasza dealerów do składania ofert na dostarczanie ogumienia na mecze fazy play-off. Na każdy 80 sztuk Mitasa i tyle samo konkurencyjnego Anlasa. Z przetargu wykluczono osoby, które w ostatnich 3 latach były w teamie któregoś z zawodników. Oferty nie będą mogli złożyć Rafał Lewicki, menadżer Artioma Łaguty oraz Rafał Haj, człowiek z teamu Macieja Janowskiego. Panowie prowadzą firmy prowadzące sprzedaż sprzętu dla żużla. - Mnie się bardzo to nowe rozwiązanie podoba - mówi nam Dariusz Sajdak, mechanik Grigorija Łaguty. - Nie rozumiem wykluczenia Rafałów Haja i Lewickiego, ale cała reszta przypomina system stosowany kiedyś w Grand Prix. Wtedy był problem z tym że niektórzy ulepszali opony, dlatego organizator wpadł na pomysł dostarczania opon dla wszystkich. Przyjeżdżał bus, każdy brał tyle ogumienia, ile chciał, a potem mechanicy montowali koła pod okiem komisarzy technicznych. Te przez jakiś czas leżały w specjalnym miejscu, gdzie można było je sprawdzić. Teraz każdy mechanik przyjeżdża na mecz kilka godzin wcześniej i nie będzie problemu nawet ze zmontowaniem pięciu kół. Rozwiązanie zastosowane przez PGE Ekstraligę nie jest doskonałe. Niektórzy zawodnicy mają umowy z Mitasem lub Anlasem, więc dostają opony w zamian za reklamę. Trzeba więc będzie dopracować system rozliczeń, między żużlowcem i klubem, bo to klub dostanie od dealera fakturę na całość usługi. Z drugiej strony pomysł pozwoli nam skupić się na sportowych emocjach. Przynajmniej w zakresie opon unikniemy dyskusji w stylu: jechał, czy nie jechał na miękkiej oponie? Wiadomo, że miękkie opony, z którymi mieliśmy w tym roku do czynienia, dawały zawodnikom przewagę. Nic jednak nie można było z tym zrobić, bo ogumienie miało homologację. Najpewniej producenci, bijąc się o klienta, przesadzili i wypuścili na rynek miękkie opony, by zachęcić do kupowania ich produktu.