Obecnie wygląda to tak, że zawodnik może być w danym biegu podwójnie pokrzywdzony. Odnosi z winy rywala kontuzję, a do tego z racji kontraktu zawodowego, sam musi pokryć koszty naprawy sprzętu, przeważnie bardzo duże. Zieliński wyda 10 tysięcy, choć w niczym nie zawinił. Takich przypadków jest znacznie więcej. Zdarzają się jednak także te, które są wyjątkiem od reguły. Po upadku w kwietniowym ćwierćfinale IMP, Piotr Protasiewicz pokrył koszty naprawy sprzętu Adriana Gały, który po tej kraksie odniósł kontuzję, a do tego poniósł spore straty w wyposażeniu. Może warto zatem pomyśleć o czymś w rodzaju OC i AC, podobnie jak w przypadku kolizji drogowych? - Jest to jak najbardziej zasadny pomysł. Pamiętam czasy, w których sprzęt był własnością klubu i wówczas to działacze martwili się o jego naprawę. Te realia jednak już nie wrócą. Dziś renowacja sprzętu może bardzo dużo kosztować. Nie każdego na to stać. A poza tym, dlaczego ten, który nie ponosi winy, ma ponosić konsekwencje finansowe? Ratunek jest tylko jeden: obowiązkowe ubezpieczenie OC dla zawodników. O ile oczywiście znajdzie się firma, która się na to zdecyduje. Mogą być obiekcje, bo jednak duże ryzyko wypłat - uważa mecenas Jerzy Synowiec. - Takie ubezpieczenie byłoby bardzo dobrym rozwiązaniem. Może warto pomyśleć o jakimś funduszu dla pokrzywdzonych zawodników. Kiedyś już ten temat przerabialiśmy i na tamten czas to niestety było nierealne. Coraz trudniej ubezpieczyć samych żużlowców, więc tym bardziej kłopoty mogłyby być ze sprzętem. Ale w ramach przypomnienia, zapytam - deklaruje Krzysztof Cegielski. Mogą pojawić się przeszkody Pewien kłopot polega na tym, że na torze żużlowym wygląda to wszystko inaczej niż w życiu. Tutaj winny nie ponosi konsekwencji. - W oparciu o normalne zasady winy z kodeksu cywilnego, nie da się tego wyegzekwować. To ryzyko uprawiania sportu, nie podlega takim zasadom, jak np. sytuacja na drodze. Niezależnie od tego, czy mówimy o uszczerbku na zdrowiu czy uszkodzeniu sprzętu. OC powinno być obowiązkiem, a nie dobrowolą. Mam tylko wspomniane wcześniej wątpliwości dotyczące tego, czy znajdzie się firma zainteresowana taką wąską grupą, w której jednak sprzętu marnuje się sporo. Musiałyby być niestety bardzo wysokie składki. To jest jednak do zrobienia. Życie się zmienia, a tu mamy potrzebę jakiejś reakcji - mówi Synowiec. Krzysztof Cegielski dostrzega także inną przeszkodę. Zdarza się regularnie, że żużlowcy na własną rękę przeprowadzają zmiany w sprzęcie. To z kolei mogłoby wzbudzić wątpliwości firm ubezpieczeniowych. - To sprzęt wyczynowy, czasem dorabiany we własnym zakresie, bez homologacji. Trudno potem to kontrolować. Mogłoby dochodzić do pewnych nadużyć - słusznie zauważa. Wszystko zależy od człowieka Jak widać jednak po przykładzie Protasiewicza, dana rzecz nie musi wcale być prawem pisanym, by obowiązywała w kodeksie moralnym człowieka. Doświadczony żużlowiec zrozumiał, że zawinił, a jako że mógł sobie na to pozwolić, postanowił zadośćuczynić rywalowi, który z tytułu jego zachowania poniósł straty finansowe. Pytanie, ilu jeszcze w środowisku jest zawodników, którzy z własnej woli byliby w stanie zachować się w podobny sposób? - Czasem jeden opisany przypadek jest zalążkiem szerszej dyskusji. Zachowanie Protasiewicza wzbudziło sporo pochwał, ale w ślad za tym powinni pójść inni. Czasem na coś długo się czeka, aż nagle kamyk rusza lawinę - przypomina Synowiec i wtóruje mu Cegielski. - Byłoby to miłe, gdyby zdarzało się częściej. Trafiło akurat na odpowiednią osobę, jaką jest Piotr. Poczuwał się do winy i pomógł młodszemu koledze. Było mu po prostu żal Adriana. Nie zawsze jednak winny kolizji takową winę odczuwa i to mogłoby być pewną przeszkodą - dodał na koniec. Nowy program o Euro - codziennie na żywo o 12:00 - Sprawdź! Nie możesz oglądać meczu? - Posłuchaj na żywo naszej relacji