Wielkie gratulacje dla reprezentacji Polski U23, która na Łotwie wywalczyła złoty medal Drużynowych Mistrzostw Europy, w praktyce deklasując rywali. "Mazurek Dąbrowskiego" wysłuchany na dawnych Polskich Inflantach smakuje szczególnie! Rafał Dobrucki może dopisać kolejny tytuł do swojej, bogatej już kolekcji w kategorii juniorów, bo przecież jego drużyna od lat dominuje w DMEJ i DMŚJ, a Biało-Czerwoni nie schodzą z podium IMŚJ i IMEJ, czasem zajmując wszystkie jego stopnie (jak dwa lata temu). Zarządzanie kadrą kraju z tak relatywnie dużą liczbą młodych, utalentowanych jeźdźców wydaje się być z jednej strony niełatwe, bo jak tu wybierać przy "klęsce" urodzaju - a z drugiej łatwe, biorąc pod uwagę liczbę zawodników i wiele okazji do selekcji. Rafał - syn ś. p. Zdzisława Dobruckiego, niedawno zmarłego też znakomitego żużlowca - dobrze sobie z tym radzi, od tego roku dodatkowo godząc to z obowiązkami trenera pierwszej reprezentacji. Jak się spisze w tej drugiej - ale głównej roli - to zobaczymy po Speedway of Nations. Zwycięzców się nie sądzi, ale w tej złotej łotewskiej beczce miodu jest jednak trochę dziegciu. Tytuł mistrza i złoto DMEJ robi wrażenie, wszakże jest jedno "ale"... chodzi o Gleba Czugunowa. Zawodnik Betardu Sparty Wrocław miał defekt w pierwszym biegu (wytłumaczył w mediach społecznościowych, że to wina elektroniki), ale potem nie dostał już żadnej szansy startu. I to mimo, że biało-czerwoni wygrywali od pewnego momentu przewagą kilkunastu punktów. I tego właśnie do końca nie rozumiem. Gdyby rywalizacja była "na styku", jak to miało miejsce przynajmniej przez pewien czas, w 2017 i 2019 (wtedy też biliśmy się o pierwsze miejsce z Duńczykami), decyzja trenera Dobruckiego byłaby raczej oczywista: nie ma co ryzykować, skoro motocykl raz odmówił posłuszeństwa. Jednak przy tak dużej przewadze, warto było chyba (?) budować debiutanta w polskiej reprezentacji, podnieść mu morale, a nie kazać mu grzać ławę po przejechaniu 977 kilometrów z Dolnego Śląska do Daugavpils. A ja już w piątek zapraszam na Mistrzostwa Polski Par Klubowych, które odbędą się już piąty rok z rzędu pod moim Patronatem Honorowym. Miejsce i czas: Grudziądz, piątek, godzina 18. Wystartuje siedem zespołów - tym razem wszystkie z PGE Ekstraligi, co uniemożliwi sensacyjne medale klubów z niższych lig, jak to miało miejsce w 2019 roku w Bydgoszczy. Uwaga: w każdym biegu startować będzie, jak zwykle, po czterech jeźdźców. Dlaczego o tym piszę? Bo już mało kto pamięta, że w latach 1986-1989 czterokrotnie finały MPPK organizowane były z udziałem aż 9 klubów, a na torze rywalizowało... sześciu żużlowców! Wypadków i kontuzji było jednak tyle, że z tej formuły zrezygnowano. Wspomnień czar!