W żużlowych kuluarach coraz głośniej o pomyśle władz speedwaya w Polsce, aby od nowego sezonu 2021 wprowadzić jeden dość rewolucyjny przepis. Chodzi o wjazd w taśmę na samym początku biegu. Nie będę tłumaczył określenia "taśma" ludziom interesującym się żużlem - a tylko tacy czytają ten tekst. Otóż od teraz ma się dyskwalifikować nie tego zawodnika, który w taśmę wjedzie - jak dotąd - lecz tego, który sprowokuje go do "zrobienia taśmy", a który znajduje się bliżej zamka startowego. Słowem: wykluczać się ma nie tego, który wyrwie się do przodu, chcąc mieć "lotny" start czy też, jak my to mówimy "ukraść" start, lecz dyskwalifikacja obejmie tego, który start markuje, udaje, że zaraz wystrzeli jak z katapulty, jednym słowem: "prowokuje" rywala... Słyszę pytania skierowane do mnie: cóż ja na to? Otóż, po pierwsze, żużel nie lubi rewolucji. Po drugie, realizacja tego pomysłu zostawia olbrzymie pole do interpretacji sędziom, bo to oni, na wieżyczce, będą ustalać czy X sprowokował Y, czy też nie, czyli czy nie chciał czasem wystartować jak najszybciej? Po trzecie, krytykują ten pomysł ludzie, którzy na speedway’u zęby zjedli, tacy jak choćby nasz "Narodowy" (do niedawna) - Marek Cieślak. Po czwarte: w obecnej sytuacji sprawa dla arbitra jest prosta: kto wjechał w taśmę - wylatuje. Teraz taki sędzia będzie deliberował czy "Iksiński" sprowokował czy nie - to oczywiście wydłuży, może nawet mocno, czas trwania meczów i transmisji. Tego pewnie nie będzie chciała zdzierżyć telewizja. Uważam, że każdy przepis, który daje naszym "sprawiedliwym", czyli sędziom żużlowym, kolejne pole do swobodnej interpretacji, według własnego, że tak określę "widzimisię" będzie kreować konflikty, spory, zamieszanie, kłótnie. Pomyślmy, jak to będzie wyglądało w kluczowych meczach sezonu, gdy od oceny sędziego czy jeździec gości sprowokował czy nie, będzie zależeć to, czy gospodarze awansują do play-offów czy finału, a może nawet losy złotego medalu. W przypadku taśmy sprawa jest, jeśli nie zawsze czysta, to dość prosta. Może i X sprowokował, ale to Y dał się sprowokować, puściły mu nerwy, wjechał jako pierwszy i został zdyskwalifikowany. Powtórka jest już bez niego. Nowy przepis wywoła zatem złą krew we wszystkich trzech polskich ligach. Oczywiście wiemy, że są zawodnicy, którzy specjalizują się w "lotnych" startach. Takim był choćby śp. Robert Dados, który był w tym prawdziwym mistrzem. Ma swoich godnych następców i dzisiaj w Ekstralidze, E-Winner lidze i 2 lidze. Jednak to jest inna "inszość". Częściej w taśmy wjeżdżają nowicjusze niż zawodnicy doświadczeni. Największym mistrzom zdarza się to rzadko, bo trzymają nerwy na wodzy - i dlatego są właśnie mistrzami, że nie dają się sprowokować. Ten przepis daje większą władzę sędziom, a przecież pojedynki żużlowe powinny być rozstrzygane nie na sędziowskich wieżyczkach, tylko na torze. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź