Ostatnie pomysły PGE Ekstraligi - chwalebne! Diabeł wszak siedzi w szczegółach. Prezes jednego z najważniejszych i największych polskich klubów powiedział mi, że nie tyle PGE Ekstraliga da na szkolenie, co zabierze klubom na szkolenie. Ostra teza - ale podyskutować warto. Dodatkowo pada jakże konkretny argument, że co prawda papier wszystko przyjmie, każdą kwotę, ale jeszcze ktoś musi tę młodzież szkolić. Domorośli szkoleniowcy żużlowego narybku spowodują, że oduczanie jeźdźców złych nawyków wtłoczonych im przez nieprofesjonalnych trenerów młodzieży - będzie niesłychanie kosztowne. Usłyszałem ciekawą metaforę: możemy zadekretować, że od jutra wprowadzamy powszechne nauczanie języka chińskiego. Rzecz w tym, że póki co nie mamy nauczycieli tegoż języka. Ok, wygenerujemy masę młodych żużlowców, ale co z infrastrukturą dla nich? Co z mechanikami, których jest tak naprawdę niewiele. Popyt wygeneruje podaż? Zostawmy na razie te rozważania, choć trzeba będzie do nich jeszcze powrócić. Przejdźmy do tego, co wydarzy się w ciągu najbliższych 24 i 72 godzin. Poznamy spadkowicza z PGE Ekstraligi, a także pary play-off. Na pytanie z kim chce pojechać Wrocław - Betard Sparta odpowiadam, że wszystko jej jedno. Bo kto mierzy w złoto, celuje w mistrzostwo Polski, musi wygrać z każdym. To raczej inni zrobią wszystko, aby na Wrocław nie trafić. Nastał czas, w którym to monopolista na DMP czyli leszczyńskie "Byki" śnią tylko o jednym: aby w półfinale nie trafić na "sąsiada" ze stolicy Dolnego Śląska. Ale ta perspektywa dla nikogo nie jest miła. Rzecz nie musi rozstrzygnąć się w niedzielę, bo jak Toruń zarobi na osłabionym Gorzowie trzy punkty (z bonusem), to... wiadomo co i nie będę rozwijał tego wątku, bo te spekulacje są znane każdemu kibicowi żużla (możliwość uzyskania przez 3 kluby po 23 punkty i mała tabela z najgorszą pozycją Unii). W półfinałach będą więksi i mniejsi faworyci, ale ci drudzy nie zawsze wygrywają. Najbliższe godziny zadecydują jednak przede wszystkim o tym, kto spadnie. Grudziądz? Zielona Góra? Duńska federacja ruszyła z odsieczą klubowi z Kujawsko-Pomorskiego, odwieszając trzykrotnego mistrza świata - Nickiego Pedersena. Skądinąd, cały ten kontredans z Pedersenem ośmiesza jednak duńską organizację żużlową, bo sprawiało to wrażenie, że w dni nieparzyste Pedersen był zawieszony, a parzyste - przywracany. Dla sportu, dla uczciwej rywalizacji lepiej jest, żeby pojechał z Eltrox Włókniarzem. Grudziądz musi wygrać, ale będzie to piekielnie trudne, bo Madsen i spółka (z wschodzącym na coraz wyższe obroty Kacprem Woryną) mają jednak więcej dział niż GKM. Ale czy ta artyleria spod Jasnej Góry odpali? Odrzucam bzdurny argument, że Grudziądz będzie bardziej zmotywowany niż Częstochowa, bo "medaliki" - jak mówią o nich niektórzy - już rzekomo o nic nie walczą. Ależ walczą, walczą! Żużlowcy z Częstochowy walczą o dziesiątki tysięcy złotych za punkty, które mogą podnieść z toru grudziądzkiego stadionu. Na koniec smutna refleksja: dla mnie Grudziądz zawsze będzie kojarzył się nie tylko z moim dziadkiem Henrykiem Karolem Czarneckim, który był tam dyrektorem teatru w okresie II Rzeczypospolitej ,ale tez z jednym z najwybitniejszych biegaczy przeszkodowych na świecie, mistrzem olimpijskim z Moskwy ś.p. Bronisławem Malinowskim. Tam mieszkał, tam zginął. Do dzisiaj staje mi w oczach jego finisz na ostatnim okrążeniu biegu na IO w Moskwie, gdzie zbliżał się, zbliżał, aż w końcu wyraźnie przegonił reprezentanta Tanzanii Filberta Bayi. Potem był "Mazurek Dąbrowskiego" słuchany przez prawie 100 tysięcy Rosjan...