Wiktora Lamparta jeszcze przed rozpoczęciem poważnej kariery okrzyknięto wielkim talentem polskiego żużla. Nic w tym dziwnego, ponieważ pochodził z rodziny, która czarny sport ma we krwi. Na tyle ile mógł w parku maszyn pomagał mu brat - Dawid. Ponadto dzięki temu sam młodzieżowiec nie musiał martwić się o jakość sprzętu. Jego stalowe rumaki zdecydowanie wyróżniały się na tle innych juniorów i stanowiły naprawdę duży atut. Kariera młodzieżowca jeszcze nie tak dawno układała się niemal idealnie. Na kilka dni przed uzyskaniem pełnoletności zadebiutował w PGE Ekstralidze. Ba, w sezonie 2019 okrzyknięto go jednym z największych odkryć całego sezonu. Żużlowiec imponował także na arenie międzynarodowej, gdzie aż trzykrotnie z naszą reprezentacją sięgał po tytuł Drużynowego Mistrza Świata Juniorów. 19-latek niewątpliwie miał ochotę na jeszcze więcej. Przerosły go ambicje? Niestety kilka miesięcy później życie brutalnie zweryfikowało plany Lamparta, który chyba nie wytrzymał zbyt dużych oczekiwań związanych z wystrzałem formy w sezonie 2019. Ubiegły rok okazał się dla niego tragiczny. Od pierwszego do ostatniego meczu nie potrafił radzić sobie nawet ze swoimi rówieśnikami. Utalentowany zawodnik przestał być także liderem formacji juniorskiej Motoru. Pałeczkę przejął po nim Wiktor Trofimow. Nikt nie wiedział, co spowodowało tak nagły zjazd formy. Cała Polska wierzyła, że to tylko wypadek przy pracy i 19-latek wróci do dobrej formy w tym roku. Dodatkową motywacją miało być dla niego przyjście na świat pierworodnego syna. U wielu żużlowców ten wyjątkowy moment potrafi wyzwolić w nich jeszcze więcej pozytywnej energii niż wcześniej. Doskonałym na to przykładem jest kapitalna dyspozycja Bartosza Zmarzlika. Polski mistrz świata dawno nie rozpoczął sezonu w tak fenomenalnym stylu. Po cichu liczono, iż młodszy z braci Lampartów pójdzie jego śladem. W Lublinie biją na alarm Pierwszy mecz Motoru w PGE Ekstralidze 2021 pokazał jednak, że opowieści o wielkim powrocie Wiktora Lamparta można włożyć między bajki. Junior kompletnie nie radził sobie na gorzowskim owalu i nawet w biegu młodzieżowym nie nawiązał walki z o wiele gorszym na papierze duetem Jasiński - Nowacki. W całym spotkaniu 19-latek nie zdobył ani jednego "oczka" i z podkuloną głową wrócił do Lublina. Kto wie, czy to właśnie jego punktów nie zabraknie "Koziołkom" do upragnionego bonusa, ponieważ porażka 38:52 nie napawa optymizmem przed rewanżem. - Mam wrażenie, że to nie chodzi o przygotowania zimowe, ale być może wyczerpała się cała koncepcja. Oczywiście, że ktoś może powiedzieć, że to młody chłopak, trzeba jeszcze poczekać, bo to pierwszy mecz wyjazdowy, ale na tle swojego młodszego partnera prezentował się nie najlepiej. Wiktor od samego początku jeździł dość pasywnie. Nie było u niego ani prędkości, ani charyzmy. Szkoda, bo w przeszłości wydawało mi się, że to materiał na mistrza świata juniorów - mówi nam Jacek Frątczak, były menedżer klubów z Zielonej Góry i Torunia. W Lublinie muszą zatem bić na alarm. Motor w tym sezonie chce się bić o najlepszą trójkę, a sukcesu nie uda się osiągnąć bez dobrej jazdy Wiktora Lamparta. Szczególnie teraz, gdy brakuje Dominika Kubery, jego punkty mogą zadecydować o późniejszym awansie do fazy play-off. W najbliższą niedzielę podopieczni Macieja Kuciapy i Jacka Ziółkowskiego na własnym obiekcie podejmą piekielnie silną Betard Spartę Wrocław. Fani gospodarzy mają więc nadzieję, że występ 19-latka w Gorzowie okaże się tylko wypadkiem przy pracy i tym razem wspomoże on swoją ekipę przyzwoitą zdobyczą punktową. Jeżeli tak się nie stanie, "Koziołki" znajdą się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź