Wiele wskazuje na to, że przygoda Paulo Sousy z polską kadrą potrwa niecały rok. Portugalski szkoleniowiec, który miał być zbawicielem reprezentacji i dokonać z nią rzeczy wielkich najpierw zaliczył falstart na Euro 2020, a następnie o mały włos na własne życzenie (odpuszczony mecz z Węgrami) nie trafił na europejską potęgę w barażach do przyszłorocznego Mundialu. Teraz podczas gdy kraj odlicza tygodnie do starcia o wszystko z Rosjanami, 51-latek jest już myślami w Brazylii, gdzie objąć ma nowy klub. Gdy sensacyjne wieści ujrzały światło dzienne, portale społecznościowe momentalnie zalała fala krytyki. Co warto zaznaczyć, słusznej krytyki. Nieco spokojniej na wieści powinni zareagować mieszkańcy żużlowych miejscowości. Tam takie historie co kilka lat powracają niczym bumerang. Kłótnia, która przeszła do historii Zdecydowanie najbardziej w świadomości fanów zapisał się Marek Cieślak. Za byłym selekcjonerem kadry co najmniej trzy burzliwe rozstania spośród których naprawdę trudno wybrać to najbardziej skandaliczne. Podróż w czasie rozpoczniemy od finału pierwszej ligi z 2015 roku. Po przegranym dwumeczu Ostrovii Ostrów z Lokomotivem Daugavpils nerwy puściły prezesowi polskiej ekipy - Mirosławowi Wodniczakowi. Działacz w dość ostrych słowach zgłosił zażalenia co do pracy trenera, sugerując iż ten znajdował się w stanie nietrzeźwym. Między obiema stronami wywiązał się ostry dialog. Dialog zakończony rozstaniem. 71-latek zamienił Wielkopolskę na Zieloną Górę, a zarząd klubu kilka dni po zaistniałej sytuacji podał się do dymisji. Zostawił działaczom prezent gwiazdkowy Marek Cieślak znakomicie odnalazł się w Falubazie. Ba, niektórzy sądzili, iż znalazł tam drugi dom. Chcielibyśmy zobaczyć jednak ich miny pod koniec 2017 roku, kiedy to doświadczony szkoleniowiec wywinął im numer którego nie powstydziłby się Paulo Sousa i zostawił działaczy na pastwę losu, przenosząc się do rodzinnej Częstochowy, argumentując decyzję chorobą matki. - Każdy będzie sobie interpretował tak, jak mu się podoba. Oczywiście nie powiedziałem całej prawdy, dlaczego odchodzę. W 80 procentach chodziło o moje problemy rodzinne. Falubaz pracował na moją decyzję, a każdy kto mnie zna wie, że jeśli chodzi o moją pracę, jestem konkretny i stanowczy - tłumaczył sam zainteresowany słuchaczom Radia Fon parę tygodni później. Ewakuacja last-minute Przygoda z Włókniarzem rozpoczęła się równie dobrze co w Zielonej Górze. Trenera broniły przyzwoite wyniki (brąz w 2019). Ponadto nie narzekali na niego zawodnicy, za co całkiem niedawno dostało się Piotrowi Świderskiemu. Sam 71-latek miał warunki idealne, ponieważ pracował u siebie w domu, w otoczeniu najbliższych osób. Po prostu żyć, nie umierać. Znacie powiedzenie wszystko co dobre, szybko się kończy? Marek Cieślak doskonale się o tym przekonał. Trzy lata jego wysiłku rozsypały się niczym domek z kart na kilka godzin przed domowym spotkaniem częstochowian ze Stalą Gorzów w sezonie 2020. Ówczesnemu selekcjonerowi kadry nie spodobały się efekty prac torowych prezesa Michała Świącika (dosypanie nawierzchni), przez co złożył wypowiedzenie jeszcze zanim parking zapełnił się busami zawodników. Summa summarum wielokrotnemu drużynowemu mistrzowi świata trzeba przyznać rację, gdyż mecz ostatecznie nie doszedł do skutku i liga ukarała dodatkowo sternika Włókniarza brakiem wstępu do parku maszyn. Nie da się ukryć faktu, iż ówczesny opiekun "Lwów" odchodził jako moralny zwycięzca, jednak chyba prędko do Częstochowy nie powróci. - Nie jestem jedynym prezesem, który finisz z trenerem Cieślakiem miał w takim stylu. Falubaz i Ostrovia mieli podobnie, a moglibyśmy to jeszcze ciągnąć - mówił jeszcze na początku tego sezonu Michał Świącik na antenie Radia Zachód. Wywiadem zszokował pół Polski Marek Cieślak przebywa obecnie na żużlowym bezrobociu. Jak się nietrudno domyślić, jego epizod w kolejnym klubie nie należał do udanych. Nie dość, że ROW Rybnik w iście gwiazdorskim składzie jak na pierwszoligowe warunki nie awansował nawet do finału, to na dodatek 71-latek wywołał niemały skandal, dyskredytując własnych zawodników. - Co ja mam powiedzieć Rune Holcie? Przecież to jest chłop pod pięćdziesiątkę. Ja się cieszę, że jemu w ogóle chce się jeszcze w to bawić. Gdyby Jepsen Jensen był dobry, to jeździłby w PGE Ekstralidze. Jeździliśmy dobrze, weszliśmy do play-off, ale dzisiaj to było dla nas zderzenie ze ścianą. Teraz trzeba się będzie zastanowić do dalej. Widzę ciemność. Na szczęście mam całą zimę do namysłu - oznajmił szkoleniowiec. Do parkingu ex-trener ROW-u już nie wrócił i obecnie pełni funkcję eksperta telewizyjnego. Zamienił polskie morze na walkę o złoto Zmiana w klubu w trakcie trwania rozgrywek? Cytując kultowego mema, Stanisław Chomski potrzyma nam złocisty trunek. Legenda Stali Gorzów po zaledwie trzech meczach w sezonie 2014 wykorzystała życiową szansę i zdecydowała się na transfer do Unibaxu Toruń, mającego w składzie istną plejadę gwiazd - na czele z Tomaszem Gollobem, Chrisem Holderem oraz Emilem Sajfutdinowem. Niestety odważny ruch nie przyniósł oczekiwanych efektów i dream-team zakończył rok bez medalu. Co warto zaznaczyć, zwariowany rok, ponieważ zespół zaczynał z minusowymi punktami za skandaliczną ucieczkę z finału PGE Ekstraligi 2013. Lech Kędziora jak pogoda. Zmienny jest W podobny sposób działaczy całkiem niedawno zaskoczył Lech Kędziora, któremu w lutym 2020 odwidziała się praca w Łodzi. - Trener Kędziora dzisiaj oficjalnie zrezygnował. Nie ukrywam, że jesteśmy tym zdruzgotani. Tak się nie robi. Jeśli trener chciał zrezygnować, to mógł to zrobić w październiku. To dla nas bardzo zaskakująca informacja, tym bardziej, że nic nie wskazywało na to, że trener chce zrezygnować. Ale musimy to teraz przyjąć na klatę - oznajmiła portalowi tulodz.pl Agnieszka Albińska, rzeczniczka prasowa Orła. Szokującym rozstaniem 65-latek nie zniechęcił do siebie innych ośrodków. Były zawodnik już rozpoczął pracę we Włókniarzu. W Częstochowie ma on za zadanie powalczyć o dawno niewidziany medal drużynowych mistrzostw kraju. Czy misja zakończy się powodzeniem? Czas pokaże.