Zmiany regulaminowe w zakresie meczów towarzyskich obowiązują od sezonu 2020. W zeszłym roku drużyny weszły jednak w ligę praktycznie z marszu z uwagi na atakującą pandemię, więc ich efektom możemy się przyjrzeć dopiero teraz. Innowacje miały szczytny cel - bezpieczeństwo zawodników oraz dobry wygląd dyscypliny. Przed ich wprowadzeniem kluby zamiast sparingów organizowały bowiem treningi punktowane - hucpę mającą na celu zaoszczędzenie nieco pieniędzy. Podczas nich obowiązywały normy dotyczące treningów - dotyczyły one między innymi ilości karetek oraz osób funkcyjnych. Podczas takich "zawodów" nie było potrzeby ściągania na stadion sędziego, ani wirażowych. Puszczaniem taśmy, zapalaniem świateł czy machaniem chorągiewką często zajmowały się przypadkowe osoby (niekiedy nawet kibice). Często wyglądało to bardzo nieprofesjonalnie, a na dodatek niosło spore ryzyko. Po zmianach działacze co prawda wciąż mogą organizować treningi punktowane z innymi drużynami, jednak nie można ich wówczas transmitować ani upubliczniać wyników. Są one więc zwyczajnym treningiem tyle tylko, że z większą ilością zawodników. Jeśli kluby chcą zorganizować mecz towarzyski, to muszą opłacić sędziego, a na dodatek ściągnąć na stadion licencjonowanych: spikera, kierownika startu i wirażowych. Działaczom - muszącym teraz wyłożyć na organizację nieco więcej funduszy - pomysł nie przypadł rzecz jasna do gustu, jednak trzeba przyznać, iż jego założenia były całkiem szczytne. Niestety, okazało się, że niesie on za sobą negatywne skutki uboczne - niejakie odsunięcie w cień idei sparingu, który w gruncie rzecz jest przecież tylko elementem przygotowań, a nie prawdziwą rywalizacją. Podczas treningów punktowanych niejednokrotnie byliśmy świadkiem modyfikacji zasad po to, by nie zabierać zawodnikom żadnej szansy na objeżdżenie się przed sezonem. Zazwyczaj nie wykluczano ich nawet za zerwanie taśmy, czasami - na wzór ligi angielskiej - kazano im tylko ustawić się w powtórce piętnaście metrów za rywalem. Jeśli nie było takiej konieczności, to unikano także odsyłania do parku maszyn sprawców upadków, które przecież nie były celowe, bo spotkania nie mają żadnej poważnej stawki. Teraz wszystko musi odbywać się ściśle według regulaminu, dopuszczono jedynie start większej ilości zawodników z jednej drużyny (Abramczyk Polonia wystawiła w czwartek dziewięciu). Prowadzi to do tak wielu absurdów, że wykluczenie zawodnika za dotknięcie taśmy i zabranie mu przez to 4 -będących przed sezonem na wagę złota - okrążeń wcale nie kole w oczy aż tak bardzo. Podczas ostatniego sparingu nie tylko wlepiano bowiem ostrzeżenia za utrudnianie startu, lecz nawet przerwano jeden wyścig z powodu nierównego startu. Dla żużlowców nie miało to znaczenia, nie jechali przecież ani o pieniądze, ani o punkty ligowe. Musieli oni za to kolejny raz stanąć pod taśmą i ponownie eksploatować (za darmo!) swój sprzęt żyłując silnik do ogromnych obrotów pod taśmą. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź