Dariusz Ostafiński, Interia: Dwa lata temu wszyscy się cieszyli, że Robert Dowhan straciił akcje Falubazu, że został zmarginalizowany. Teraz kibice proszą: Dowhan wróć! Marek Jankowski, były prezes Falubazu: Nie wiem, czy mamy aż tak głośne wołanie o powrót Dowhana, ale faktem jest, że Falubaz nigdy nie był tak bezpłciowy, jak obecnie. Tamte czasy, gdy rządził Dowhan były inne, pełne pomysłów wychodzących poza żużlowy schemat. Dziś nic się nie dzieje. I to nawet nie jak na standardy ekstraligowe. Niektóre pierwszoligowe drużyny potrafią zrobić więcej rozgłosu niż Falubaz. Ten jest stawiany na równi z GKM-em. Coś tam się pogubiło. Wyniku nie ma. - Nawet jak nie ma wyniku, to można zbudować dobrą atmosferę i taki klimat, żeby się o Falubazie mówiło. A tymczasem to się wszystko hermetycznie zamknęło. Robi się tajemnicę, z nie wiadomo czego. Coś w tym jest. Mnie zdziwiło, kiedy na jednym ze spotkań pojawił się Marcin Gortat i kompletnie nie zostało to wykorzystane. Stary Falubaz zrobiłby z tego show. - To tak od paru lat wszystko przechodzi bokiem. Ostatnią fajną akcją był rajd rowerowy za prezesa Zdzisława Tymczyszyna. On wtedy pół miasta zmobilizował, coś się wydarzyło. Od dłuższego czasu brak jednak takich akcji. Są jakieś transfery, czasem nawet fajne, ale nic się wokół nich nie dzieje. Zostali Dudek i Protasiewicz, ale to za mało. Dobrym, choć niewykorzystanym pomysłem, jest Fricke. Może prezes Wojciech Domagała, który jest prawnikiem, nie chce rozgłosu? - Być może, choć tego nie wiem. Niemniej klub wymaga krwi, emocji. Czasem można zrobić błąd, czasem można powiedzieć coś głupiego, ale to musi żyć. Coś się musi działać, łamać schemat. A dziś mamy chowanie się przed światem. Podoba mi się natomiast Motor, który z jednej strony jest strasznie napompowany, a z drugiej tam widać pomysł, widać, że komuś się chce. W jakiejś firmie budowlanej można robić dobrą robotę po cichu, ale nie o to chodzi w klubie sportowym. A wracając do Dowhana, to on budził emocje. Nie wiem, czy ktoś z tego zarządu budzi podobne. Ja nawet nie wiem, czy ludzie znają te osoby. Za prezesury Dowhana był nie tylko on, ale wiele innych osób, które miały coś do zaproponowania. Pan też był. Potem się poróżniliście, ale przez pewien czas zgodnie współpracowaliście. - W rodzinie też się człowiek czasami poróżni, więc bym nie demonizował. Poza tym, jak powiedziałem, emocje muszą być. Czasem się coś wypala, ale to już przeszłość, więc zostawmy to. Inna sprawa, że to, co było kiedyś w Falubazie, było fajne, grzało ludzi. Teraz tego nie ma, zniknęło. Od czasu do czasu zrobią jakieś Mikołajki i powtórzą stary pomysł, ale to tylko odgrzanie kotleta, nic nowego. Za kadencji Dowhana, ale i też za mojej, była w Falubazie grupa ludzi robiących ferment twórczy. Byliśmy z innych bajek, z różnych środowisk, ale każdemu z nas zależało na marce klubu. Kłóciliśmy się, często bardzo ostro, z tego jednak zawsze coś wynikało. Tak sobie jednak myślę, że najważniejszy jest sport. Gdyby był wynik, sukcesy, gwiazdy, to nikt by nie płakał za Dowhanem. - Sport jest istotny, ale z tym sportem jest jak ze sztuką mięsa. To mięso jest oczywiście najważniejsze, ale jak go dobrze nie przyprawimy, to jest problem. Przyprawa musi być, bo z niej jest ta wartość dodana. Po co w Legii czy Lechu dbają o przyprawy? Bo ważne jest, żeby o klubie się mówiło, żeby coś się działo. W Motorze o tym wiedzą i robią wokół siebie emocje, ogrywają marketingowo nawet takie wydarzenie, jak Buczkowski. To nie jest sportowy wstrząs w świecie żużla, ale oni potrafili to fajnie sprzedać, wsadzając zawodnika do helikoptera. Motor przypomina mi stary Falubaz. Falubaz mógł lepiej sprzedać transfer Zagara czy Fricke’a? - Mógł. Nie zrobił tego i w świat poszło, że Falubaz bierze, co zostało na rynku. Tymczasem Fricke to ciekawy zawodnik, który w przeszłości pokazywał, że jak się nim klub interesuje, to potrafi się odpłacić. Jak ROW budował wokół niego, to jeździł świetnie, jak w Sparcie brakowało Woffindena czy Janowskiego, to Fricke robił wynik. To można było przedstawić jako dobry pomysł. A pan domyśla się, dlaczego to wszystko wygląda tak, jakby Falubaz chował się przed całym światem? - Nie wiem, o co chodzi z tą cichociemną koncepcją? Może jest coś, czego nie rozumiemy. Może chodzi o to, żeby na chwilę to wygasić, a potem obudzić. W dobie koronawirusa miasto, które jest udziałowcem, ma inne potrzeby niż przeznaczanie pieniędzy na sport.