Dariusz Ostafiński, Interia: Trener Falubazu Piotr Żyto zamieścił na Facebooku grafikę z sentencją, która kończy się słowami: Mów wprost! Nie za plecami. Czy to do pana było? Tomasz Walczak, były kierownik Falubazu: Nie biorę tego do siebie. My się z trenerem Piotrem znamy jeszcze z Rawicza. Tańczyłem u jego córki na weselu. W zeszłym sezonie razem cieszyliśmy się ze zwycięstw i razem płakaliśmy po porażkach. To chyba wszystko. Jakby nie spojrzeć jest pan bohaterem. Niektórzy piszą, że Walczak odszedł z Falubazu, bo czuł, ze drużyna będzie mieć kłopoty. - A ta opinia jest akurat dla mnie krzywdząca. Jakby tak było, to w 2017 roku powinienem był odejść, bo wtedy też były obawy. Teraz mamy Mateja Zagara, który miał średnią taką, jak Martin Vaculik, który od nas odszedł. Liczę, że przy pomocy Marka Hućko wielu zawodników pójdzie w górę. Matej tez, bo choć doświadczony, to każda pomoc mu się przyda, a Marek jest naszym nowym mechanikiem klubowym. Mamy zresztą więcej mocnych ogniw. Choćby Piotra Protasiewicza, który w połowie poprzedniego sezonu miał średnią na poziomie dwóch punktów na bieg. Wiem, mamy słabszych juniorów, ale ja w nich wierzę. Choćby w Fabiana Ragusa, ale i też innych. Z pomocą Marka Hućki każdy może wystrzelić. Zresztą dostaną też wsparcie psychologa i oczywiście całego sztabu. Mówi pan, jakby dalej był pracownikiem Falubazu. - Bo tak się czuję. Nikt mnie nie wyrzucał. Spotkałem się zresztą właśnie z prezesem Wojciechem Domagałą i dyrektorem Kamilem Kawickim. Zadeklarowałem, że jak będzie potrzebna pomoc związana z kompletowaniem dokumentów, czy też w sprawach, którymi się zajmowałem, to jestem do dyspozycji. Powiedziałem, że mogą na mnie liczyć. W miarę możliwości czasowych, ale jednak. Zawsze pomogę, bo sercem jestem z Falubazem. I na nikogo się nie obraziłem. To dlaczego w mediach społecznościowych podziękował pan tylko byłym prezesom? - Podziękowałem też żonie i córkom. A poza tym, to właśnie z tego powodu spotkałem się z prezesem. Chciałem mu podziękować osobiście i to zrobiłem. Jak będę miał okazję spotkać się z właścicielem Stanisławem Bieńkowskim i prezydentem miasta Januszem Kubickim, to im również podziękuję. Uważam, że należy się największy szacunek. Oni są wsparciem i fundamentem klubu. To będzie dla mnie zaszczyt, jeśli będę mógł uścisnąć im dłoń. Dodam, że jak Falubaz będzie miał taką potrzebę, to ja z wielką radością pomogę. Czyli nic się nie stało? - Proszę nie doszukiwać się sensacji, bo naprawdę nic się nie stało. Sprawy finansowe są w Falubazie poukładane. Płatności, który były jakoś ze mną związane, czyli rachunki za części i związane z tym usługi są w należytym porządku. Atmosfera też jest fajna. Nie ma takiej rodziny, gdzie nie zdarzyłaby się różnica zdań, czy jakiś konflikt. Istotne jest to, żeby potem się porozumieć. A to nie jest tak, że rzucił pan papierami, bo klub nie zgodził się na wyjazd dwóch rekomendowanych przez pana osób na zgrupowanie. - Faktycznie rekomendowałem wyjazd dwóch osób, ale decyzja była taka, że nie jadą, bo minimalizujemy ryzyko związane z koronawiruswem. Przyjąłem to do wiadomości, w pełni to akceptuję. Po prostu myślałem, że dla takiego Marka Hućko, który jest nowym człowiekiem, byłoby lepiej, jakby miał możliwość wyjazdu. Cóż, sytuacja pandemiczna i wszystko jasne. To ponownie zapytam, dlaczego pan odszedł? Z tego co wiem, to nawet prezes mówił panu, że ma pan zrobić testy i jechać z drużyną do Świnoujścia. - Miałem robić testy, ale musiałem jechać do Rudy Śląskiej w sprawach zawodowych. Mam swoją działalność, musiałem dopilnować pewnych spraw. A skoro nie mogłem zrobić testów, to nie chciałem ryzykować wyjazdu na zgrupowanie. Dobro drużyny najważniejsze. Zresztą moja obecność w Świnoujściu nie ma akurat znaczenie. Poza tym jestem z ekipą w kontakcie. Podobno trener przekazał drużynie, że jest pan chory i dostał pan wiele sms-ów ze słowami wsparcia. - Źle się czułem, oni o tym wiedzieli. To nie COVID, ale jakieś przeziębienie, bo mamy czas grypy i różnych infekcji. A to, że dostałem sms-y, to akurat prawda. Dalej nie rozumiem, dlaczego pan odszedł. Słuchając pana, też czasami odnoszę wrażenie, że i pan nie rozumie. - Bo dalej nie jestem przekonany do tego, czy dobrze zrobiłem. Jest jednak tak, że muszę sprawy organizacyjne w firmie poukładać. Jak to się zmieni, jak to zrobię, to jestem umówiony z prezesem Falubazu na rozmowę. Może wtedy wrócę do współpracy. Na razie jednak trudno jest mi się z tymi wszystkimi obowiązkami pozbierać. Czasem trzeba jednak podejmować trudne decyzje, co nie zmienia faktu, że jestem mocno rozdarty, Długo jeszcze będę. Chyba że coś się pozmienia. A jak się pozmienia, to jestem po słowie z prezesem. Ktoś zapytał mnie, to gdzie teraz Falubaz znajdzie takiego frajera, jak Walczak. - Nie wiem, może klub znajdzie kogoś lepszego. Nie ma ludzi niezastąpionych. Natomiast praca kierownika nie jest łatwa. Na dokładkę, to ja nie ograniczałem się do tej roli. Dużo brałem na siebie i to na pewno nie była bułka z masłem. Reasumując, odszedł pan, bo musiał się poświęcić firmie. - Do samego końca walczyłem, żeby nie stanąć przed tym wyborem. Jednak są nowe projekty, które muszę dotknąć palcem. Jeśli jednak uporam się z własnym sprawami, to nie mówię nie. Może w mniejszym zakresie, ale wrócę i pomogę. To mój klub. To wróćmy do tej sentencji, którą zamieścił trener. Nie znasz? Nie oceniaj! Znasz? Szanuj! Mów wprost! Nie za plecami. - Znam. Nie oceniam. Znam. Szanuję. A jak mam coś do powiedzenia, to mówię w oczy. Zwłaszcza, jak chodzi o Piotra, do którego mam zaufanie i byłem zwolennikiem jego powrotu do Falubazu. Gdybym teraz nagle zaczął mówić inaczej, to sam bym się zdyskredytował. Na pewno też nie choruję na władzę. Nie mam podstaw, ani kompetencji, żeby być trenerem, ani też oceniać pracę Piotra. On był pożądany w Zielonej Górze i zapewniam, że nie ma między nami nieporozumień. I na pewno nie obraził się pan na niego o to, że zakwestionował wyjazdy osób, na których panu zależało. - Nie mam takich informacji, żeby Piotr to kwestionował. Mnie to przekazał prezes. Wytłumaczył, dlaczego i nie mam problemu. Jestem poważny. Jakbym się miał pokłócić o coś takiego, jak wyjazd dwóch osób, to byłbym niepoważny. To nie w moim stylu. Nie ulega jednak wątpliwości, że w ostatnich latach pana pozycja w klubie urosła. Może potraktował pan to zdarzenie, jako odebranie części władzy. - Nigdy nie miałem takich ambicji, żeby mieć pełnię władzy. Ja znam swoje możliwości. Wiem, że to co robię, robię dobrze, ale nie chciałem być trenerem. A pogada pan z trenerem Żyto, żeby to wyjaśnić. - My gadamy. Teraz nie, bo trener mocno zajęty. Drużyna na zgrupowanie, nie ma chwili wytchnienia. Jak wrócą, to się spotkamy i wszystko wyjaśnimy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź