Tego dnia o godz. 19:00 33-letnia wówczas Beata Leśniewska wsiadła w swoją mazdę i ruszyła do Rudnika (pod Raciborzem), by odebrać od siostry 5-letnią córkę. Nie dojechała. Córeczkę zobaczyła dopiero wiele miesięcy później i pierwsze spotkanie było traumatyczne... mała dziewczynka przestraszyła się mamy! Jej auto dachowało, a sprawca uciekł Wszystko przez byłego żużlowca RKM/ROW-u Rybnik i Włókniarza Częstochowa, Rafała Szombierskiego (zgodził się za pośrednictwem adwokata o podawanie w kontekście tej sprawy jego pełnego nazwiska), który mając 2 promile alkoholu we krwi, wsiadł za kierownicę swego samochodu i przy manewrze wyprzedzania nie zachował należytej staranności, uderzając czołowo w samochód pani Beaty. Siła zderzenia była tak duża, że auto kobiety dachowało! 38-letni wówczas Szombierski nawet jednak nie zainteresował się jej losem. Uciekł z miejsca wypadku, nie udzielając jej pomocy. Policja złapała go dopiero kilkadziesiąt minut później. Wtedy kobieta w stanie krytycznym była już w drodze do Wojewódzkiego Szpitala nr 3 w Rybniku. Nie dawali jej szans na przeżycie Obrażenia były straszliwe: uraz twarzowo-mózgowy czaszki, zmiażdżenie kręgów szyjnych, uszkodzenie szczęki. - O tym co się stało dowiedzieliśmy się ok. godz. 23. Policjanci przyjechali do rodziców, którzy natychmiast wsiedli w auto i pojechali do szpitala. Wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej, ale tak naprawdę lekarze nie dawali jej szans na przeżycie - powiedziała Kinga Leśniewska, siostra poszkodowanej. - Gdy dowiedziałem się o wypadku, mój strach przeplatał się z niedowierzaniem. Przecież to niesamowicie silna i mądra dziewczyna. Radziła sobie doskonale z każdym problemem, pokonywała każdą przeszkodę z uśmiechem i pewnością siebie... A potem zobaczyłem ją jak leży popodpinana do tylu rurek, kabli, do skomplikowanej szpitalnej aparatury. Zobaczyłem ją taką zupełnie bezbronną, całkowicie zdaną na lekarzy, zdaną na cud po prostu. Nigdy w życiu się tak nie bałem. Nigdy w życiu - przyznał jej ojciec, Ireneusz Leśniewski. Wypadek zmienił wszystko Po czterech tygodniach lekarze odstawili leki i zaczęli powoli wybudzać kobietę. Cud nastąpił 1 czerwca, otworzyła oczy! - Nie miała niby szans, a wszystkim zrobiła psikusa. Znów pokazała swój hart ducha - skwitowała jej siostra. Tak naprawdę hart ducha jeszcze bardziej przydał się Beacie Leśniewskiej później. Po przebudzeniu była kompletnie nieporadna. Straciła pamięć, nie mogła chodzić, ręce miała bezwładne, niezdolne do złapania czegokolwiek, widziała tylko na jedno oko. - Wypadek zmienił wszystko. Zabrał jej całe dotychczasowe życie. Przez uraz mózgowy cała prawa strona jej ciała została sparaliżowana. Uczyła się wszystkiego od nowa, nawet połykania śliny - zdradziła Kinga Leśniewska. Szansą dla niej była tylko żmudna rehabilitacja. Gdy tylko się wybudziła ojciec zabrał ją więc do Polskiego Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej Votum w Krakowie. - Beata potrzebowała wtedy pomocy we wszystkim. Czesałem jej włosy, pomagałem się ubrać, myłem jej buzię - zupełnie tak jak wtedy, gdy była maleńka - opowiadał na stronie Fundacji Się Pomaga, Ireneusz Leśniewski. Rodzinie szybko bowiem skończyły się pieniądze na jej rehabilitację i musieli zwrócić się o wparcie do ludzi dobrej woli. Przebywający w areszcie były żużlowy gwiazdor w tym czasie próbował nawiązać kontakt z panią Beatą i wyrazić skruchę. Reklamował "burdel" Wychowanek RKM-u Rybnik od początku swej żużlowej kariery uznawany był za olbrzymi talent. Kolejni prezesi go rozpieszczali i przymykali oko na jego pozasportowe zachowania. Co najwyżej pogrozili mu palcem. Gdy swego czasu na obozie przygotowawczym w Ustroniu pod wpływem alkoholu doprowadził do bójki z kolegami z drużyny, działacze zawiesili go w prawach zawodnika na cały sezon 2003, ale ledwo rozgrywki się rozpoczęły, a już wrócił na tor. Wystąpił w 20 meczach i poprowadził rybniczan do awansu do Ekstraligi. Wtedy też odniósł swój największy sukces indywidualny - zdobył brązowy medal młodzieżowych mistrzostw świata. Razem z nim na podium stał wówczas Jarosław Hampel i Szombierskiemu przepowiadano karierę na miarę późniejszego dwukrotnego indywidualnego wicemistrza świata. Rybniczanin wolał jednak status lokalnej gwiazdy i... imprezy. Gdy RKM po sezonie 2003 awansował do elity, to razem z Romanem Poważnym tak świętowali, że zdemolowali jeden z miejscowych lokali i potem musieli przepraszać w mediach. Szombierski wzbudzał kontrowersje nieustannie. Przez jakiś czas startował z reklamą domu publicznego na kevlarze, obrażał szkoleniowców (trenera Mirosława Korbela nazwał "robionym miękkim ch..."), zawieszał karierę, ale kibice go uwielbiali, bo gdy był w formie, to potrafił na torze wyczyniać cuda. Jedni się wieszają, on wolał się napić W 2016 roku, gdy wszyscy spodziewali się już, że po cichu odejdzie na sportową emeryturę, znów pokazał swój wielki sportowy talent. Kontuzji doznał wówczas jeden z liderów ROW-u Rybnik, Andreas Jonsson i trener Piotr Żyto wstawił do składu Szombierskiego. Ten prawie w ogóle nie trenował, został wręcz "wyciągnięty z lasu", gdzie pracował na traktorze przy wyrębie drzew, a już w pierwszym swym biegu rozprawił się z ówczesnym mistrzem świata Taiem Woffindenem i poprowadził ROW Rybnik do sensacyjnej wygranej nad Betard Spartą Wrocław. Był w kadrze rybnickiej drużyny również w kolejnym sezonie, ale kontuzja nogi odniesiona na torze w Grudziądzu i spadek rybniczan z ligi, ostatecznie przesądziły o jego pożegnaniu z torem. Na koniec jak zwykle wywołał skandal, bo działacze ROW-u chcieli mu zaproponować miejsce w składzie na sezon 2018, oferując jednak nieco niższy kontrakt niż w PGE Ekstralidze. - Za jałmużnę jeździł nie będę - podsumował dosadnie propozycję w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". Po zakończeniu kariery alkohol, który towarzyszył mu przez całą sportową karierę ("Jedni się wieszają, ja wolę się napić, żeby odreagować emocje" - mówił w innym wywiadzie), stał się sporym problemem w jego życiu. Imał się dorywczych prac, ale najczęściej można było go spotkać na mieście w stanie wskazującym. W dniu wypadku pił z kolegą. Obiecał mu, że będzie wracał do domu na piechotę, a jednak wsiadł za kierownicę. Córeczka ją tylko odwiedza Koszty rehabilitacji Beaty Leśniewskiej są ogromne. Kobieta powoli robi postępy, ale czasem wszystko trzeba zaczynać od nowa. - Przez dwa miesiące z czymś radzi sobie super, a potem nagle pojawia się jakieś napięcie mięśniowe i musi się tego uczyć od początku. To ciągła batalia o powrót do normalności - przyznała siostra pokrzywdzonej. Miesiąc turnusu rehabilitacyjnego w Krakowie, to aż 20 tysięcy złotych. - Tylko dzięki niesamowitemu wsparciu ludzi dobrej woli i przekazywanych przez nich środków w ramach zbiórki publicznej, siostra może kontynuować zajęcia. Inaczej nie byłoby ją na to stać - zdradziła Kinga Leśniewska. TU MOŻESZ POMÓC BEACIE LEŚNIEWSKIEJ Malutka córka, z którą kiedyś były nierozłączne, nie może być z mamą. Po wypadku po raz pierwszy zobaczyły się na początku lipca zeszłego roku. Dziewczynka wręcz wystraszyła się mamy, której wygląd diametralnie się zmienił. Zmiażdżone kręgi szyjne, przekręcona szczęka, ogólne wychudzenie. - Nawet nam, dorosłym, pękało serce, gdy na nią patrzyliśmy - przyznała Kinga Leśniewska, jej siostra. - Iga zaczęła do mnie przyjeżdżać dopiero jak zaczęłam coś kontaktować. Przedtem była masakra. Po całych dniach spałam, z przerwami tylko na przyjmowanie jedzenia - przyznała sama pani Beata. - Nie możemy być razem podczas moich turnusów, ale to dla niej głównie walczę. Jakby jej nie było, to może bym tylko leżała w łóżku i nie miała żadnej motywacji - dodała. Poza córką panią Beatę motywują jej własne zdjęcia sprzed wypadku. - Chciałabym znów tak wyglądać jak kiedyś i zamieszkać kiedyś z córką. Iga na mnie czeka i mnie potrzebuje - wyznała pokrzywdzona. Boi się spojrzeć jej w oczy Szombierski od dnia wypadku przebywa w areszcie. Posypał głowę popiołem. Najpierw napisał list otwarty do pani Beaty, później udzielił wywiadów, w których przyznał: - Nie mogę sobie wybaczyć, że skrzywdziłem panią Beatę i jej rodzinę. Niestety czasu nie można cofnąć. Żałuję, że z mojej nieodpowiedzialności doszło do tragedii. Będę się starał naprawić wyrządzoną szkodę, jak tylko będę umiał. (...) Mam wyrzuty sumienia. Codziennie próbuję pogodzić się z tym, co zrobiłem. (...) Dlaczego nie udzieliłem tej kobiecie pomocy? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Nie pamiętam okoliczności jazdy samochodem, wypadku, ucieczki. Nie byłem świadomy całego zdarzenia, będąc pod wpływem alkoholu. Jego adwokat parę razy składał wnioski o uchylenie aresztu, ale sąd je odrzucał. - Wszystko dlatego, że mój klient jest osobą publiczną - podsumował mecenas byłego sportowca, Jarosław Reck. Jakby napluł jej w twarz - Staramy się nie marnować energii na tego człowieka. Te wybielanie się w mediach, te opowieści o tym, że szukał z nami kontaktu. To są denerwujące tematy, bo prawda była inna. Ani on, ani jego rodzina kontaktu z nami nie szukali. Usłyszeliśmy tylko nieoficjalną propozycję, że chciał zapłacić Beacie jednorazowe zadośćuczynienie w wysokości 3 tys. złotych. To tak, jakby ktoś jej napluł w twarz! Niech już lepiej się nie wtrąca w nasze życie i da nam święty spokój - stwierdziła Kinga Leśniewska. Chce wrócić do sportu Po 15 miesiącach od wypadku w czerwcu 2021 roku ruszył proces byłego żużlowca. Rafał Szombierski usłyszał zarzut spowodowania wypadku, spowodowania zagrożenie życia innego uczestnika ruchu drogowego oraz nieudzielenia pomocy. Za oba te zarzuty grozi łączna kara 15 lat pozbawienia wolności. Były żużlowiec podczas składania zeznań przyznał, że nie pamięta okoliczności wypadku. Nie był w stanie też wyjaśnić dlaczego nie udzielił kobiecie pomocy. - Zawsze stałem z drugiej strony - zawsze pomagałem. Oddałem np. medal z mistrzostw na aukcję. Zawsze brałem udział w imprezach charytatywnych. Żałuję tego, co się stało. Chciałbym wszystko zrobić, by pani pokrzywdzonej lepiej się żyło. Po wyjściu z więzienia chciałbym wrócić do sportu, bo nigdzie takich pieniędzy nie zarobię - oznajmił na sali sądowej. Wcześniej w wywiadach podkreślał, że w przypadku wyjścia na wolność ma gwarancję etatowego zatrudnienia jako blacharz w warsztacie samochodowym. - Chciałbym przeprosić jeszcze raz panią Beatą i państwa za te cierpienia. Jak tylko wyjdę z zakładu karnego, nie zostawię tak tego wszystkiego. Udowodnię, że nie jestem złym człowiekiem. Przepraszam i proszę o wybaczenie - powiedział do siedzących na sali sądowej siostry i taty poszkodowanej Beaty Leśniewskiej. Samej zainteresowanej nie było na rozprawie, ale jej udział niewiele by pomógł, bo po wypadku ma ogromne problemy z pamięcią. - Nie pamiętam, co było przed wypadkiem, dnia wypadku, tego co działo się gdy wybudziłam się ze śpiączki. Od niedawna zaczynam pamiętać bieżące rzeczy. Moja pamięć sięga do tygodnia wstecz. Często są takie sytuacje, że rehabilitanci mi mówią, że jest postęp, a ja zupełnie nie pamiętam tego jak wyglądały moje ćwiczenia w poprzednich dniach. Pracujemy jednak nad tym. Mam specjalne zajęcia i powolutku z tą pamięcią jest lepiej - powiedziała nam pani Beata, która ponadto nie potrafi jeszcze samodzielnie chodzić, ma problem z okiem i prawą ręką, którą praktycznie nie rusza. Wydali już krocie Rehabilitacja pani Beaty pochłonęła już ogromne pieniądze. Przed sądem jej ojciec wyjawił konkrety. Ubezpieczyciel samochodu Szombierskiego wypłacił 168 tysięcy złotych, a firma ubezpieczeniowej nieco ponad 20 tysięcy. W dotychczasowych zbiórkach organizowanych przez fundacje charytatywne zebrano łącznie ponad 250 tysięcy złotych. To wciąż za mało. - Koszty leczenia mojej córki są ogromne. Z tych wszystkich zebranych pieniędzy zostało nam tysiąc złotych - powiedział w sierpniu Ireneusz Leśniewski. - Miałam życie takie, jakie mi się podobało. Byłam samodzielna. Nie zwracałam nawet uwagi na pewne rzeczy, które teraz okazują się dla mnie ogromnym problemem. Wciąż mówię niewyraźnie, ale moja terapeutka mówi mi, że gdy zaczynałyśmy, to nie rozumiała mnie wcale, a teraz tylko z pojedynczymi słowami jest problem. Wzrok mocno mi się popsuł, nie tylko w tym zasłoniętym oku. Chodzenie też kiedyś było dla mnie czymś naturalnym, a teraz... 500 metrów to dla mnie katorga - przyznała pokrzywdzona. "Ten skur... zniszczył mi życie" W związku z tym, że sama Beata Leśniewska nie bierze udziału w procesie sąd próbował dociec jak zareagowała na list z przeprosinami wysłany przed Szombierskiego. - Ze względu na stan córki list przeczytałem jej go po pół roku. List wpłynął na nią bardzo źle. Na szczęście się nie załamała. Powiedziała m.in. "Ten skur*** zniszczył mi życie" - skomentował Leśniewski. Przyznała, że nie chce nawet spotkać się z Szombierskim i nie oczekuje od niego finansowej pomocy. - Jak on mi by pomógł, gdy miesięczny turnus rehabilitacyjny kosztuje 20 tysięcy? Przekazałby tysiąc złotych i cieszył się wolnością? Szczerze? Mam gdzieś jego pomoc. Niech po prostu ponosi konsekwencje tego co zrobił - powiedziała Leśniewska. To on ją skazał We wtorek - 28 września - sąd ma ogłosić wyrok w tej sprawie. Prokurator domaga się dla byłego sportowca 14 lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Obrona liczy na znacznie łagodniejsze rozstrzygnięcie. - Szombierski to ofiara żużla - stwierdził na ostatniej rozprawie jego mecenas, podkreślając, że gdyby sprawa nie była tak medialna, to jego klient mógłby do czasu zakończenia sprawy odpowiadać "z wolnej stopy". Jedno jest pewne. Skazana na rozłąkę z córką, ból i długoletnią rehabilitację jest na pewno Beata Leśniewska. - Z prostymi czynnościami jak ubieranie sobie jakoś radzi, ale o samodzielnym życiu nie ma w jej przypadku mowy. Jest uzależniona od osób trzecich, bo nawet zakrztuszenie przy jedzeniu mogłoby się dla niej skończyć tragicznie. Czy kiedyś będzie mogła jeszcze zamieszkać samodzielnie z córką? Na pewno szybko się to nie stanie. Długie lata ciężkiej pracy przed nią - wyznała jej siostra, Kinga Leśniewska.