W 2015 roku reprezentacja Polski w siatkówce zajęła trzecie miejsce w Pucharze Świata. Michał Kubiak nazwał wówczas brązowy medal burakiem. Tylko dwa pierwsze miejsca kwalifikowały się bowiem bezpośrednio na Igrzyska Olimpijskie w Rio. Właśnie dlatego kapitan naszej kadry najniższy stopień podium potraktował jak porażkę. Czemu o tym piszę? Patrząc na Fogo Unię Leszno w meczu o brąz przeciwko Moje Bermudy Stali Gorzów (41:49) nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że większość zawodników gospodarzy podeszło do niego jak Kubiak do owego krążka w japońskim turnieju. Po półfinałowej porażce z Betard Spartą z Unii wyraźnie uszło powietrze. Podopieczni Piotra Barona przeszli obok spotkania, jakby ktoś im kazał jechać za karę. Ręcznik rzucono jeszcze przed inauguracyjnym biegiem. To był też trochę sezon w pigułce leszczynian. Bezbarwny Piotr Pawlicki, nierówni Emil Sajfutdinow i Jaimon Lidsey plus solidny Janusz Kołodziej i świetny Jason Doyle. Osobne słówko trzeba skierować w stronę Emila Sajfutdinowa. To co wyprawiał Rosjanin w niedzielę wołało o pomstę do nieba. Będący jedną nogą poza Lesznem żużlowiec wyglądał jakby w ogóle mu nie zależało, albo był już myślami w nowym klubie. Oczywiście nie posądzamy Emila o to, że celowo położył mecz Unii, każdy ma przecież prawo do chwili słabości, ale podpieramy się obrazkiem telewizyjnym i na nim stały uczestnik cyklu Grand Prix wypadł blado. Zresztą punktacja mówi wszystko. Fogo Unia boleśnie spadła z tronu i jeszcze tylko kilka dni będziemy mianować ją mistrzem Polski. Po czterech tytułach z rzędu ekipa z Wielkopolski rozsypała się jak domek z kart i zakończy sezon 2021 z pustymi rękoma. Zima w gabinetach klubowych nie zapowiada się na spokojną. Z większością zawodników trzeba przeprowadzić męskie rozmowy, bo z taką formą jak w końcówce rozgrywek, za kilka miesięcy Unia obejrzy play-off z perspektywy kanapy. Już teraz leszczynianie psim swędem wślizgnęli się do czwórki. Nic już nie zostało z leszczyńskiej hydry, której wszyscy się bali, a stadion im. Alfreda Smoczyka nie jest już twierdzą nie do zdobycia. Kiedy jeszcze niedawno zespoły wpadały na Strzelecką, przyjeżdżały jak na ścięcie prosząc o najniższy wymiar kary. Tymczasem za chwilę Unia nabawi się kompleksu Stali. Leszczynianie dostali od niej łupnia trzeci raz w bieżącym sezonie i nic nie wskazuje żeby w rewanżu na obiekcie w Gorzowie miało się coś zmienić. Zresztą o czym tu gadać, jeśli notorycznie zawodzący Rafał Karczmarz prezentuje się na tle Unii niczym wirtuoz.