O Marcusie Birkemose jest w żużlu głośno już od kilku lat. Będąc jeszcze w zasadzie dzieckiem robił wokół siebie sporo szumu w Danii, bo pokonywał dużo starszych rywali, imponując przy tym pewnością siebie na torze. Szybko zainteresowano się nim w Gorzowie i zdecydowano się podpisać kontrakt. Rok temu jeździł we współpracującym ze Stalą PSŻ-cie Poznań i tam robił furorę w drugoligowych rozgrywkach. Kwestią czasu był jego debiut w najlepszej lidze świata, a ułatwić mu to miał przepis o obowiązkowym zawodniku U24 w składzie, pod kątem którego szykowano Duńczyka. Miał być lepszym kandydatem do tej roli niż Rafał Karczmarz, ale póki co absolutnie w niczym lepszy nie jest. Kto wie, czy nie lepiej nawet prezentuje się Polak. Birkemose zaś wyraźnie nie ma jeszcze doświadczenia, by skutecznie rywalizować z tak mocnymi zawodnikami. Jego premierowy występ przypadł na mecz w Grudziądzu, gdzie na dzień dobry wygrał bieg, przywożąc za sobą starego wyjadacza, Kennetha Bjerre. Po wyścigu cieszył się z tego niesamowicie, a na stadionie wiele osób miało wrażenie, że właśnie widziały debiut przyszłego mistrza świata. Potem jednak Birkemose już tak dobrze nie jechał, choć pokonał jeszcze Krzysztofa Kasprzaka. W sezonie 2021 to żadna sztuka, ale to przecież wciąż wicemistrz świata 2014 i bardzo utytułowany zawodnik. Cztery punkty i bonus w debiucie szału nie robiły, ale można było mieć nadzieję, że to dopiero początek wielkiej przygody Duńczyka. Nic bardziej mylnego. Dwa zera we Wrocławiu oraz jeden punkt z bonusem podczas domowego starcia z eWinner Apatorem Toruń to nie są wyniki, jakich spodziewano się po Marcusie. Inne talenty błyszczały od razu Zwróćmy uwagę, jak w polskiej lidze wyglądały debiuty dwóch innych zagranicznych zawodników okrzykniętych wielkimi talentami. Darcy Ward w 2009 roku zaczął punktować momentalnie, już w pierwszym spotkaniu przywiózł siedem punktów, i to na obcym torze w meczu derbowym z Polonią Bydgoszcz. Potem w zasadzie nie schodził poniżej kilku punktów na mecz i nie potrzebował żadnej aklimatyzacji. Oprócz talentu miał jednak także umiejętność szybkiego uczenia się polskich torów, jakże różniących się od tych w Australii. Podobnie wyglądała historia Emila Sajfutdinowa w 2006 roku. Co prawda w pierwszym swoim biegu przywiózł zero, ale już w kolejnym wygrywał 5:1 i na tym nie poprzestał. Później potrafił kilka razy pokonać Tomasza Golloba czy inne sławy światowego żużla. Trzy lata później był już medalistą mistrzostw świata. Birkemose zatem póki co dość boleśnie przekonuje się, że sam talent nie wystarczy. Umiejętności mimo młodego wieku ma już ogromne, ale w rywalizacji z najlepszymi jest po prostu mocno pogubiony. Nikt oczywiście nie oczekuje od niego dwucyfrówek, ale jako że przedstawiono go jako niesamowicie zdolnego chłopaka, oczekiwania momentalnie wzrosły. Na razie Duńczyk musi jednak nauczyć się polskiego żużla. W Gorzowie zapewnili mu wszystko, czego potrzebuje, ale widać, że nie do końca dogaduje się ze sprzętem, a do tego nie ma pomysłu, jak jeździć. Kto wie, czy nie lepiej byłoby dla niego jeszcze jeden sezon przejechać w 2. Lidze Żużlowej. Na to Stal jednak sobie pozwolić nie może. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź