Tobiasz Musielak był przed sezonem bohaterem jednej z najbardziej rozwleczonych telenoweli transferowych. Ostatecznie przegrał z Adrianem Miedzińskim walkę o skład eWinner Apatora i przeniósł się na zaplecze PGE Ekstraligi. Kibicom Cellfast Wilków spadł niczym manna z nieba, gdyż po pierwszej kolejce myśli fanów żużla na Podkarpaciu były ciemne niczym stary, czarny tor przy Legionów 6. Podczas inauguracyjnego spotkania w Rybniku beniaminkowi nie dane było bowiem choćby przekroczyć barierę 30 punktów. Debiut 28-latka przypadł na trudny teren w Ostrowie Wielkopolskim. Gdy na swoich glinianych nogach słaniać zaczął się kolos Unii Tarnów, to właśnie miejscowa Arged Malesa wyrosła bowiem na głównego kandydata do zajęcia miejsca w fazie play-off u boku Zdunek Wybrzeża, ROW-u oraz Abramczyk Polonii. Na początku mu nie szło Gospodarze od samego początku spotkania starali się udowodnić, że takie prognozy nie są wcale na wyrost - w konfrontacji z nimi krośnieńskie Wilki przypominały raczej - jak powiedziałby były prezes Stali Gorzów, Władysław Komarnicki - "spasione koty" i to na dodatek, które właśnie udały się na poobiednią drzemkę. Nawet Musielak nie zachwycał swą formą - w dwóch pierwszych startach zdobył co prawda 3 punkty, ale na liczniku pokonanych rywali miał tylko - z całym szacunkiem do najsłynniejszego niegdyś telefonisty w kraju - Grzegorza Walaska. Po 5. wyścigu na tablicy wyników widniał rezultat 21:9 i co bardziej znużeni kibice wzięli już zapewne w dłoń piloty, by przełączyć na "Teleexpress". Krośnianie wstali jednak z kolan, jeszcze przed półmetkiem zawodów. Gdy Tobiasz Musielak wyjeżdżał pod taśmę po raz trzeci sobotniego popołudnia, jego zespół tracił do gospodarzy już "zaledwie" 10 oczek. Pokonał wówczas Olivera Berntzona i zniwelował przewagę Arged Malesy do ośmiu punktów. Kolejną trójkę były zawodnik eWinner Apatora zanotował już w wyścigu 11 - zmienił Patryka Wojdyłę i dopisał do swej listy skalpów kolejnego z wodzów ostrowskiego plemienia - Nicolaia Klindta, od lat czołowego pierwszoligowca. Goście tracili już tylko 6 punktów, jednak wciąż chyba nikt nie przypuszczał jeszcze , że wrócą na Podparkpacie ze zwycięstwem. Uśmiechnął się widząc wyniki z Leszna? Myśl o wyjechaniu z Ostrowa Wielkopolskiego "z tarczą" zaczęła w głowach beniaminka kiełkować zapewne przed biegami nominowanymi. Spora w tym zasługa właśnie debiutanta, który w trzynastej gonitwie udowodnił swe świetne spasowanie z torem przy Piłsudskiego i wraz z Andrzejem Lebiediewem zniwelował przewagę podopiecznych Staszewskiego do zaledwie dwóch oczek. Remis w czternastym wyścigu pozwolił Wilkom naprawdę poważnie zacząć marzyć o cudownym wyniku w Wielkopolsce. Pod taśmą decydującego starcia znów stanęli Lebiediew i Musielak kolejny raz nie pozostawiając gospodarzom żadnych złudzeń. Cellfast Wilki z tak szybkim Musielakiem zgłaszają akces do walki nawet o play-off. Po wszystkich zawirowaniach dotyczących jego przynależności klubowej żużlowiec wreszcie może się skupić na jeździe motocyklem w kółko, której meandrów i szczegółów - jak widać - nie zapomniał podczas grzania ławki rezerwowych w PGE Ekstralidze. Wiadomo rzecz jasna, że decyzja Tomasza Bajerskiego o pozostawieniu w składzie Adriana Miedzińskiego była podyktowana przede wszystkim świetną jazdą wychowanka Apatora na stadionie w Toruniu. Trudno jednak uwierzyć, by Musielak nie uśmiechnął się pod nosem widząc wyniki (rozgrywanego bezpośrednio po jego świetnym debiucie) meczu w Lesznie i dostrzegając okrągłe zero przy nazwisku tego, z którym niedawno przegrał walkę o miejsce w drużynie. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź