Giełda transferowa była dla Fogo Unii udana w tym sensie, że jednym ruchem, pozyskaniem Jasona Doyle’a, działacze zbudowali zespół, który może zdobyć piąty tytuł mistrza Polski. W Lesznie jednak radość miesza się ze smutkiem, bo klub stracił dwóch zawodników, których szkolił od małego. Dominik Kubera i Bartosz Smektała poszli w świat, a Unia nie mogła zrobić nic, by ich zatrzymać. Od razu trzeba wyjaśnić, że Unia sama sobie zgotowała ten los. Przepis, który wszedł w tym roku w życie, o konieczności posiadania w składzie zawodnika do lat 24, zrodził się właśnie w Lesznie. Kiedy inni sugerowali: wprowadźmy KSM, Fogo Unia pewnie chcąc ratować swój skład przed rozbiorem, rzuciła hasło: a może tak U-24 zamiast KSM. Pomysł został kupiony przez PZM i Ekstraligę Żużlową, ale nie uchronił on leszczynian przed tym, czego chcieli uniknąć. Kiedy okazało się, że wchodzi U-24 nagle wszyscy wyciągnęli ręce po zawodników z Leszna, oferując im niesamowite pieniądze. Wiem, Smektała i Kubera powiedzieli, że nie zmienili klubu dla kasy, ale ja im nie wierzę. Gdyby im nie zależało, żeby zarabiać więcej, to zostaliby w Fogo Unii. Przytoczona przez nas wypowiedź menedżera klubu pokazuje, że tam było dla nich miejsce, choć nie za takie stawki, jakich chcieli. W Lesznie mówią, że już majowe rozmowy ze Smektałą i Kuberą dotyczące aneksów nie były łatwe, ale jakoś udało się to spiąć. Przepis U-24 okazał się jednak zaporą nie do przejścia. Fogo Unia musiałaby znaleźć prawie 1,3 miliona złotych na same podpisy dla duetu wychowanków. Dołożyła 200 tysięcy i załatwiła sobie mistrza świata Doyle, a młodzi poszli w Polskę. Nie wiadomo, jakich strat doznałaby Unia, gdyby weszło KSM. Z pewnością ktoś musiałby odejść. Pewnie jedna z gwiazd. Może w Lesznie liczono na to, że U-24 nie narobi takich szkód, że zwycięży przywiązanie do barw, że młodzi uznają, że warto jeść żużel mniejszą łyżeczką. Teraz finansowo stracić, ale zyskać sportowo zostając w klubie, w którym wszyscy ich znają, gdzie mają odpowiedni status, a prezes jest dla nich niczym drugi ojciec. Wyszło, jak wyszło, bo jednak zarabianie pieniędzy, zwłaszcza w tak drogim sporcie, jak żużel, jest ważne. Janusz Kołodziej przyznał kiedyś, że rocznie wydaje milion na sprzęt, logistykę i utrzymanie teamu. Kubera i Smektała może tak dużo jeszcze nie wydają, ale jeśli ich sportowy apetyt będzie rósł, to wraz z nim będą rosły koszty. Nic dziwnego, że obaj postanowili skorzystać z okazji, jaką daje im regulamin. Na takich jak oni był popyt, więc wyciągnęli z tego, ile się dało. Czy finalnie na tym skorzystają? Odpowiedź poznamy po sezonie, choć już teraz można napisać, że obaj zderzą się z wieloma problemami. Raz dalekie dojazdy na treningi i mecz, dwa większa presja. Ktoś w nich mocno zainwestował i teraz będzie chciał wyniku. Nie będzie już tej taryfy ulgowej, na którą mogli liczyć w Unii. Chodzi nie tylko o działaczy, ale i kibiców. W Lesznie byli swojakami, teraz stali się najemnikami. A już tak na koniec dodam, że nie zazdroszczę menedżerowi pracy w sezonie 2021. Wchodzą kolejni młodzi zawodnicy i teraz będzie dylemat, czy seniorzy mają im oddawać biegi, żeby ci mogli się rozwijać. Co zrobi menedżer? Da im szansę, czy ograniczy ich starty do minimum w odwecie za to, co zrobili Kubera ze Smektałą? Po ludzku Barona rozumiem, ale lepiej, żeby nie próbował teraz szkolić inaczej niż dotąd. Junior musi dostać szansę. Później może też z klubu odejść. Życie.