Bartosz Zmarzlik to bez dwóch zdań żużlowy fenomen wart obecnie każdych pieniędzy. Ogromny skok jego klubowych zarobków (już nie licząc VAT z 1,5 miliona na prawie 3) nie byłby jednak możliwy bez kosmicznej oferty Motoru Lublin. Działacze innych klubów mówią, że wiedząc, co daje Motor (na papierze była ponoć nawet awionetka, która miała latać z mistrzem z rodzinnych Kunic na treningi do Lublina), rezygnowali z podchodów. Jednak to, co położył Motor na stole, bez wątpienia zmusiło Stal do nie lada wysiłku. Z pomocą zaprzyjaźnionych z klubem sponsorów (głownie Maszoński Logistic, ale i też Promet Cargo), udało się zatrzymać Zmarzlika w Gorzowie. O tym, jakie cyfry były w ofercie Motoru, krążą już legendy. Padają nawet takie kwoty, jak 11,5 tysiąca złotych za punkt. Wydaje się to jednak mało realne, czy wręcz absurdalne. Z moich informacji wynika, że propozycja brzmiała: milion za podpis i 8 tysięcy za punkt plus lotnicze bonusy. Stal płacąc 800 tysięcy za podpis (200 tysięcy dołożyło miasto) i 8 tysięcy za punkt wyrównała lubelską ofertę i wszelkie przenosiny straciły dla Zmarzlika jakikolwiek sens. Oczywiście, gdyby Zmarzlik targował się z Motorem, to pewnie coś by mu dorzucili, ale akurat Bartosz jest takim człowiekiem, dla którego te kilka złotych nie robi różnicy. Zresztą, po co miałby się szarpać, skoro ma jeszcze milionowy kontrakt reklamowy z Orlenem, a niemal drugie tyle dostaje od okolicznych sponsorów z Maszońskim na czele. Mając taki komfort, nie trzeba przebierać nogami, gdy dostaje się bardzo dobrą ofertę, a taką była ta z Lublina. Swoją drogą, teraz dopiero widać, jak wielkie szczęście miała Stal podpisując 2-letni kontrakt ze Zmarzlikiem przed pierwszym mistrzowskim sezonem. Pół miliona za podpis i 5 tysięcy za punkt, to był majstersztyk starego zarządu. Chodzi nie tylko o same warunki, ale i czas trwania umowy, bo to z tego powodu mistrz nie zdołał spieniężyć swojego sukcesu po sezonie 2019. A już wtedy miał propozycję na poziomie minimum 2 milionów. Można by teraz napisać: i żyli długo i szczęśliwie, gdyby nie ostatnie wypowiedzi prezesa honorowego Moje Bermudy Stali Gorzów Władysława Komarnickiego. Nie wykluczył on, że trzeba będzie renegocjować kontrakty, a prezes klubu Marek Grzyb w żaden sposób tego nie zdementował. Pytałem prezesa Grzyba o tę wypowiedź Komarnickiego i nie zechciał się do tego odnieść, więc naprawdę trudno przewiedzieć, co się jeszcze wydarzy. A Zmarzlik kolejnej renegocjacji może już nie podarować. Po tej z maja, choć pierwszy zgodził się na obniżkę warunków, nagle spadł na trzecie miejsce na liście plac, choć to od jego punktów i jego jazdy uzależniony był los zespołu. Ktoś jednak obniżając jego uposażenie, o tym nie pomyślał i powstała mała zadra. Gdyby do tamtej zadry dołożyć teraz kolejną renegocjację, to moglibyśmy zacząć głośno spekulować o odejściu Zmarzlika ze Stali po sezonie 2021. Zresztą już teraz, z powodu kilku zdarzeń (między innymi słynnej już odprawy prezesa z zawodnikami po inauguracji z Fogo Unią) mogło być różnie. Zwyciężył jednak sentyment i przywiązanie do Stali połączone z dobrą ofertą, przyjściem Martina Vaculika i budową składu, który daje wielkie szanse na play-off. PS1. W tym miejscu chciałbym napisać, że kibice Stali powinni być wdzięczni sponsorom klubu, bo to w znacznej mierze ich wysiłek sprawił, że Zmarzlik został na kolejny rok. Oni sami podkreślają, że nie potrzebują pochwał, że dla nich satysfakcją jest to, że chłopak stąd jeździ w ich Stali, co nie zmienia faktu, że bez nich nie byłoby tak łatwo zatrzymać mistrza. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij!