Mało kto się spodziewał w 2021 roku, że to właśnie Artiom Łaguta będzie najgroźniejszym rywalem Bartosza Zmarzlika w walce o tytuł mistrza świata. Rosjanin był uznaną marką, ale nie należącą do ścisłej czołówki światowej. Kibice obejrzeli znakomitą rywalizację dwóch zawodników, którzy zdeklasowali resztę stawki. Wszystko rozstrzygnęło się na Motoarenie w Toruniu, gdzie Łaguta przypieczętował złoto. Tylko jemu udało się pokonać Zmarzlika w Grand Prix w ciągu ostatnich pięciu lat. Ta wojna zmieniła wszystko. Skandaliczne zachowanie żony rosyjskiego mistrza Wszystko to zeszło na dalszy plan, kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę. Konflikt zbrojny rozpoczął się równe dwa lata temu i nie wygląda na to, żeby miał się szybko zakończyć. Opinia publiczna nie pozostawiła działaczom wyboru. FIM oraz Ekstraliga zdecydowała wówczas, że Rosjanie zostają zawieszeni. W gruncie rzeczy ta decyzja zakończyła kariery rosyjskim zawodnikom, którzy nie mieli polskiego paszportu. Inaczej było w przypadku wspomnianego Łaguty, czy Emila Sajfutdinowa. Obaj żużlowcy od kilkunastu lat mieszkają w Polsce, posługują się polskim językiem oraz mają polskie obywatelstwo. Dopóki nie wybuchła wojna woleli jednak startować pod flagą rosyjską, a nie tą polską. Teraz nie mieli innego wyboru. Oliwy do ognia dolewała w tym czasie Avelina Łaguta, czyli żona rosyjskiego mistrza. Gdy spadły pierwsze bomby zamieściła na Instagramie wpis, w którym ubolewała nad wybitymi szybami w budynku rosyjskiej ambasady w Warszawie. Po fali ataków zmieniła konto na prywatne, a oczom internautów ukazało się przysłowie "psy szczekają, karawana jedzie dalej". Łaguta chce śpiewać polski hymn Rosjanie z polskim paszportem na tor wrócili w ubiegłym sezonie po roku przerwy. Dopuszczono ich do ligi polskiej, angielskiej, a od niedawna również do szwedzkiej. Nie ma jednak mowy o cyklu Grand Prix lub Tauron SEC. Polscy działacze nie wyobrażają sobie, żeby na przykład Łaguta śpiewał ich hymn po wygranych zawodach, kiedy na Ukrainie dalej trwa wojna. Zupełnie inne spostrzeżenie na ten temat ma sam zawodnik. W zasadzie Łaguta jako jedyny cały czas podgrzewa temat swoich startów w Grand Prix. W listopadzie powiedział, że nie rozumie takiego postępowania. Wymachiwał polskim paszportem, podając przykład Runego Holty, który przecież od ponad dwóch dekad jeździ jako reprezentant Polski. Norweg startował pod naszą flagą na arenie międzynarodowej, a swego czasu Marek Cieślak zaprosił go także do kadry na Drużynowy Puchar Świata. I to wszystko mimo tego, że do dziś nie komunikuje się w żadnym stopniu po Polsku. Łaguta zakomunikował wszem i wobec. Chce startować w Grand Prix jako Polak i śpiewać polski hymn. Zrobili interes życia Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, ile w Ekstralidze znaczy bardzo dobry polski zawodnik. Kluby licytują się o nich, bo rynek jest dość ubogi, co winduje ceny w górę. Finansowo na tym skorzystali Łaguta i Sajfutdinow, których kontrakty bardzo wzrosły. To dlatego, że teraz dla prezesów są jeszcze cenniejsi, kiedy wliczają się w limit polskich zawodników. Tajemnicą poliszynela jest, że obaj mają umowy opiewające na 3 miliony złotych. Ich gaża prawdopodobnie przekracza milion złotych za podpis na kontrakcie i 10 tysięcy za każdy zdobyty punkt. Ponadto nie mają żadnych wydatków związanych ze startami w mistrzostwach świata. A i tam nie wiele by zarobili, bo dla zysku jeździ się tylko w Polsce.