Kiedy Andrzej Lebiediew otwierał knajpkę o wdzięcznej nazwie Yoggy Bear, w najczarniejszych snach nie przypuszczał, że za chwilę cały świat zacznie trawić pandemia koronawirusa. Jego ojczyzna - Łotwa pełna jest obecnie od rygorystycznych obostrzeń. - Wdrożonych zostało wiele ograniczeń. Mnóstwo branż jest w zawieszeniu, w tym gastronomia. Restauracje mogą serwować tylko jedzenie na wynos - oznajmia. Żużlowiec zachowuje jednak spokój, wierzy, że za niedługo rodzimy rząd będzie stopniowo zluzowywał blokady. - Czekam z utęsknieniem, kiedy się to wszystko skończy. Mówi się, że może w ostatnich dniach lutego coś się w tej kwestii ruszy - tłumaczy i od razu dodaje. - To kropla w morzu, ale gdyby chociaż można było usadzić dwie osoby przy jednym stoliku w odległości dwóch metrów. Na pewno byłoby łatwiej powoli wychodzić na prostą. Klienci też już mają dość siedzenia w domu, tęsknią za namiastką normalności. Ileż można kupować jedzenie w plastikowych pudełkach. Chcą przyjść, zjeść z talerza, porozmawiać przyjaciółmi, po przebywać w gronie znajomych. Póki co Lebiediew dokłada do interesu, ale mimo to nie traci dobrego nastroju. Robi co może, żeby biznes w tych trudnych czasach funkcjonował. - Prowadzenie bistro w dobie COVID-19, to ciężki kawałek chleba. Nie da się w tak małym mieście jak Daugavpils przynajmniej wyjść na zero prowadząc tylko sprzedaż posiłków poza obrębem lokalu. Nie chcę jednak zostawiać ludzi na lodzie, mam nadzieję, że przetrwamy ten trudny okres wspólnie, a potem znów ruszymy z kopyta - wyjaśnia. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!